Taki był ten rok – balansowaliśmy między nadzieją, wyczekiwaniem a rozpaczą. Szukaliśmy psychologa, doradcy, Boga czy zapominanych znajomych, by choć na chwilę połączyć się z bezpieczną wyspą marzeń i czegoś stałego. O nietypowym i bezprecedensowym roku 2020 oraz najbliższej przyszłości pisze w felietonie dla MAGAZIF Jan Sikora.
Snuliśmy plany, liczyliśmy zakażenia, musieliśmy patrzeć sobie w oczy, siedzieliśmy na kupie, graliśmy w planszówki, oglądaliśmy Netflixa oraz konferencje rządowe, prezentujące aktualnie obowiązujące obostrzenia.
A w międzyczasie wzbierało w nas poczucie niesprawiedliwości: ktoś zabrał nam naszą wolność, dobrobyt, podróże a nawet wspólne spotkania, imprezy, sylwestra, jazdę na nartach, Malediwy i drinki z palemką. Rzeczywistość napluła nam w twarz i podstawiła w rozpędzie nogę. Zwłaszcza tym, którzy prowadzą (lub właśnie zbudowali) hotele, restauracje, baseny i stoki narciarskie. Bez powodu, bez sprawiedliwości i bez sensu.
Rzeczywistość napluła nam w twarz i podstawiła w rozpędzie nogę. Bez powodu, bez sprawiedliwości i bez sensu.
Bo jaka w tym jest logika? Jaka w tym, że nagle zaczęli umierać nasi bliscy? Że nie możemy napić się z kumplem piwa w ulubionej knajpie? Jaki jest sens życia, jeśli nie jest się wolnym człowiekiem?
Obostrzenia
Wyczekiwanie
Desperacja
Analiza
Życie nas grupowo doświadczyło.
Ale w 2020 nauczyliśmy się też czegoś nowego: teraz potrafimy wszystko robić zdalnie. Zdalnie spotykamy się z lekarzem, zdalnie robimy zakupy, zdalnie siedzimy w pracy, zdalnie dzieci chodzą do szkoły.
To po co nam nogi i ciało? Zdaje się, że tylko przeszkadzają, bo mogą przenosić wirusa. To abstrakcyjne pytanie w 2120 roku będzie już rzeczywistością – jeśli dotrwamy jako gatunek.
Wszyscy już teraz jesteśmy zdalni – jeszcze bardziej niż wcześniej żyjemy cyfrowo. Spójrz na swój dzienny raport „czasu spędzonego przed ekranem telefonu”, a jeśli nadal masz wątpliwości, to dodaj do tego czas spędzony przy komputerze w pracy. Większość swojego życia spoglądamy na ekrany. Siedząc. COVID Ci w tym pomógł. I wiem, co mówię – właśnie piszę te słowa do Was, siedząc przy komputerze, będąc sam w biurze wsłuchany w szum wentylatora.
Ale w 2020 coś w niektórych z nas pękło – część ludzi miała dość. Lud poszedł na ulice, by się wyżalić, trochę pobluzgać. Teraz już jest lepiej, a niedługo może przyjdzie wiosna. Ale polaryzacja w naszym kraju, i zdaje się, że także i w wielu krajach świata, coraz bardziej przybiera na sile. Skaczemy sobie bez sensu do gardeł – dajemy się na siebie nakręcać. Bez sensu – jak Tutsi i Hutu. Jeden kraj, ale dwie rzeczywistości. Coraz bardziej coraz mniejsze detale są w stanie nas poróżnić. To szalenie niebezpieczne, zwłaszcza, że coraz więcej osób zaciera ręce w oczekiwaniu na to, co będzie dalej. Bo ich to kręci, by normalni ludzie zyskali nadludzkie siły, wynurzyli się sprzed telewizorów i ruszyli z widłami na sąsiadów.
Nadciąga czas turbo konsumpcji i turbo lansu. W końcu będzie można wypić pierwszego pocovidowego drina.
2020 był rokiem, w którym daliśmy odetchnąć naturze. Mniej samochodów na drogach, mniej wypadków drogowych, mniej aut w miastach, mniej korków, mniej produkcji w fabrykach – ogólnie: ogólnoświatowy spadek PKB. Ale bez obaw – zaraz odbije to w drugą stronę. Kto nie kupił sobie nowego Bugatti – nie odpuści, kupi sobie dwa, ale tym razem ze złotymi felgami. Bo trzeba jakoś konstruktywnie odreagować. Kto nie wrzucił foci na Insta z Bahamów – bez obaw, wysmaruje taką lanserską fotę, że nam spadną wytarte domowe kapcie. Nadciąga czas turbo konsumpcji i turbo lansu. W końcu będzie można się pokazać na dzielni. Na pełnej petardzie wypić pierwszego pocovidowego drina. Przynajmniej do czasu, w którym nastąpi prawdziwy kryzys klimatyczny. Wtedy to dopiero będzie panika i brutalność. Teraz to był lajcik. Ale Elon już jest najbogatszym człowiekiem na świecie – i może się trochę z nami podzieli nie tylko pomysłami, ale i kasą – gdy już zabraknie nam wszystkiego.
2020 był też rokiem ciszy i rokiem introwertyków. W końcu mogli odpocząć od spotkań z ludźmi. W końcu było normalnie – tak jak zawsze miało być. Bez spotkań twarzą w twarz, bez krępujących rozmów „co słychać”, bez zdawkowych i krępujących small-toków. Ale w tej ciszy wielu z nas się odnalazło. W tym lesie, gdzie można było bez maski. W tym lesie, gdzie nic się nie zmieniło. W tym lesie, gdzie zwierzęta mają to wszystko w głębokim poważaniu. W tej ciszy wielu z nas jak Thoreau nad jeziorem Wolden – odnalazło siebie. Ilu z nas chwali się tym na FB: „w tym roku może nie zarobiłem na Bugatti, ale jakie drzewa były piękne”. To już z nami zostanie – te przymusowe wakacje od wystawnego trybu życia, ta pauza, ta refleksja i ta rozmowa z domownikami, gdy nie miało się gdzie uciec.
Ale 2020 był przede wszystkim rokiem wymuszonej kreatywności. Nic tak nie rozwija jak lenistwo (tak powstają wynalazki) i jak covidowa, czy wszelka inna desperacja. Gdy nadciąga nosorożec, to nagle znajdujesz dom w krzakach i okazuje się, że także i włócznia jest gdzieś pod ręką. Tym razem było podobnie: ci, którzy umieją na co dzień myśleć pootwierali uliczne stragany, sklepy internetowe, sklepy online z maseczkami i rozwinęli swoje biznesy. Ci, którzy się dali pokonać – leżą pokonani i zdezorientowani. Rok 2020 dał potężny impuls do nowego, gdyż powstało wiele znakomitych wizji i pomysłów, które będą nas napędzać przez następne lata.