Mamy Stare Miasto, ale go nie chcemy

„Przepraszam, gdzie w Łodzi znajduje się Stare Miasto?” – pytanie niby banalne, a jednak w odpowiedzi widać jedynie głupi wyraz twarzy. Dlaczego? Ponieważ wielu mieszkańców Łodzi albo nie potrafi wskazać właściwej lokalizacji, albo twierdzi, że Łódź nie ma Starego Miasta. Fizycznie ta przestrzeń oczywiście istnieje, i choć zajmuje spory fragment miasta, to jednak z naszej świadomości jest kompletnie wyparta. Jasne, że nic nie dzieje się przypadkiem – historia i towarzyszące jej wydarzenia zdeterminowały pewne decyzje, od których dziś ciężko się odwołać, ale podobno nie ma rzeczy niemożliwych. Czy można przywrócić tę przestrzeń do życia, i czy Łodzi w ogóle potrzebne jest Stare Miasto?

Czy od publikacji tego tekstu sprzed paru lat coś w podejściu do łódzkiego Starego Miasta się zmieniło? Zmiany są ulotne i kosmetyczne… Na Starym Rynku wiatr hula i wstążkami szeleści.

tabliczka z nazwą ulicy w Łodzi - Zgierska
© Łukasz Domiza

Szukając analogii
Kiedyś chciałam zamieszkać w Krakowie. Bywam tam coraz rzadziej, ale zauważyłam pewną prawidłowość – przy każdej kolejnej wizycie schemat jest nieco podobny tzn. popołudniami odkrywamy to, co nieodkryte w centrum, natomiast wieczory spędzamy na Kazimierzu, bezdyskusyjnie. Przez wiele lat Kazimierz był miejscem opuszczonym, kojarzonym z ruderami, podobnie jak łódzki Stary Rynek i okolica. Jednak po roku ’89, dzięki wielu imprezom (m.in. Festiwalowi Kultury Żydowskiej) przestrzeń ta zaczęła rozkwitać. Dziś jest sercem nocnego życia Krakowa oraz miejscem, które odwiedza się równie obowiązkowo, co Rynek Główny. Łódzka starówka ma na swoim koncie kawał historii – od czasów świetności, przez Litzmanstadt Getto, po dzisiejszy marazm. Gdzie się podział genius loci tego miejsca?

starszy Pan idący w podcieniach kamienicy
© Łukasz Domiza
starszy Pan idący w oddali w podcieniach
© Łukasz Domiza

Łódzkie Stare Miasto
Wszystko zaczęło się oczywiście od małej średniowiecznej osady, po której pozostał dzisiejszy kwadratowy rynek oraz pobliski plac Kościelny. Oryginalnie była to jedna przestrzeń, którą później przedzielono kwartałem zabudowy. W 1821 roku nastąpiły poważne zmiany, wytyczono plan Nowego Miasta, pomyślanego jako ośrodek rozwoju tkactwa. Na południe od Starego Rynku powstała więc nowa zabudowa, której punktem centralnym stał się charakterystyczny ośmioboczny plac, nazywany wówczas Nowym Rynkiem, na którym przecinały się główne szlaki komunikacyjne (chodzi oczywiście o Plac Wolności, a właściwie o jedno wielkie rondo, jakim jest dziś). Osią rozbudowanego ośrodka stał się biegnący w linii północ-południe trakt piotrkowski.

Dziś Stare Miasto, mimo że zajmuje znaczną część w centrum, jest zapomniane i zaniedbane. Pytania: „dlaczego?” i „co zrobić?” padły w tej kwestii nie jeden raz i pewnie jeszcze nie jeden raz padną

W tym okresie Stare Miasto stało się synonimem miejsca zamieszkiwanego przez ubogą ludność żydowską, a w czasie wojny był to teren włączony do łódzkiego getta. Czyli, w przeciwieństwie do większości polskich miast, Łódź nie oparła swojego dynamicznego XIX-wiecznego rozwoju na istniejącym Starym Mieście, lecz zbudowała swoją przyszłość od nowa.

Dziś, mimo że Stare Miasto zajmuje znaczną część w centrum, jest zapomniane i zaniedbane. Pytania: „dlaczego?” i „co zrobić?” padły w tej kwestii nie jeden raz i pewnie jeszcze nie jeden raz padną.

duży plac zakończony parkiem i kamienicami
© Łukasz Domiza

Pierwszym miejscem, w które się udaję jest oczywiście nieszczęsny Stary Rynek. Swoją siedzibę ma tu Stowarzyszenie Przyjaciół Starego Miasta. Niestety przyszłam za późno – zamknięte. Miejsce wygląda ponuro, ale to wrażenie wzmaga pogoda. Zza zakratowanych szyb widać broszury informacyjne i książki o Łodzi. Przechodzi mi przez głowę myśl, że może to miejsce jest już permanentnie zamknięte. Obok jest pub, wchodzę tam i pytam właściciela, czy wie coś na temat działalności Stowarzyszenia. Okazuje się, że dobrze zna jego członków, oferuje, że zadzwoni. Dzięki jego uprzejmości mam pewność, że godziny otwarcia nie uległy zmianie, no i, że w ogóle to miejsce jeszcze funkcjonuje. Mam przyjść jutro.

To miejsce nie ma potencjału

Jestem na miejscu ok. 14.00. Otwieram potężne drzwi i moim oczom ukazuje się szerokie wnętrze. 1/2 jego szerokości zajmuje stół, za nim znajdują się półki z publikacjami nt. Łodzi. Zastaję tam Annę Jaros (aktorka, promotorka kultury, działaczka społeczna – członkini Rady Osiedla Bałuty-Doły, współzałożycielka Stowarzyszenia). Rozmowa przybiera niezwykle emocjonalny charakter…

– Kiedyś witaliśmy Nowy Rok w sporym gronie. W rodzinnej atmosferze robiliśmy śledzie po żydowsku, bardzo wiele osób znało przepisy od samych, mieszkających tu dawniej, pań Żydówek. W tym roku było inaczej. Wyszłam o godzinie 24.00, a na placu nie było praktycznie nikogo. W ciągu całej swojej działalności doświadczyłam wielu przykrych sytuacji. Na przykład 2 lata temu, kiedy byłam akurat na dyżurze, przyjechała wycieczka Czechów – szli szlakiem żydowskim, więc po drodze mieli również nas. Zapytali mnie, gdzie jest Stare Miasto w Łodzi, wyszłam z nimi przed budynek i pokazałam, zaczęli się śmiać. Zapada chwila ciszy, w głosie mojej rozmówczyni daje się wyczuć rozżalenie. – Proszę zwrócić uwagę na budynki, które otaczają ten plac. Mają ogromne, piękne poddasza. Zimą jest tam ciepło, więc proponowałam, żeby zamieszkali na nich młodzi artyści. Zawsze wpadłby jakiś grosz do miasta… Miasto jednak nie chce wykorzystać tych przestrzeni.

Odpowiedź zawsze była negatywna, ale bez uzasadnienia

Zapytałam, czy przychodzą tu ludzie. – W tym miejscu brakuje ruchu. Mamy tu niby Galerię Bałucką, ale mało kto ją odwiedza. Do nas jeszcze od czasu do czasu przychodzą wycieczki, ponieważ przy okazji prowadzimy punkt informacyjny. Od śmierci pierwszego założyciela stowarzyszenia, działamy tak samo. Robimy spotkania na Wielkanoc i Boże Narodzenie. Przychodzą tutaj osoby starsze i oczywiście bezdomni. Szukamy sponsorów, organizujemy catering, staramy się, żeby każdy coś dostał, przynajmniej jakiś drobiazg. Ludzie wychodzą szczęśliwi, ale jest ich coraz więcej, a nas po prostu na to nie stać. Przy tym stole może zasiąść 30 osób, więc robimy dwie tury i na tym koniec, ponieważ na tyle pozwalają nam środki finansowe. To jest bardzo przykre… Zawsze organizujemy wigilię 24 grudnia od rana, później idziemy do swoich domów.

Jak władze miasta wspierają działalność Stowarzyszenia? Śmieszność tego pytania uświadomiłam sobie dopiero po uzyskaniu odpowiedzi. – 3 lata temu poprosiłam kolegów z teatru Pinokio, żeby zagrali na Starym Rynku parę przedstawień w kilka kolejnych niedziel. To były naprawdę niewielkie pieniądze. Dzieci, które nie wyjechały na wakacje przychodziły tu, na plac Starego Miasta, oglądały przedstawienie, uczyły się jak trenować psy, brały udział w różnych zabawach. Napisałam więc podanie o dotację na tzw. imprezy plenerowe, żeby na jednym razie nie poprzestać. Miasto nie dało nam tej dotacji, choć pisałam o nią prośby parę lat z rzędu. Odpowiedź zawsze była negatywna, ale bez uzasadnienia. A szkoda, bo Bałuty są bardzo biedną dzielnicą, zresztą wystarczy wyjść i popatrzeć. Dzieci stąd nie wyjeżdżają nigdzie. Po chwili ciszy słyszę – przynajmniej mogłyby się znaleźć tutaj ławki, byłoby wygodniej ludziom starszym, którzy tu przychodzą.

kamienica z podcieniami
© Łukasz Domiza

Co drugi piątek miesiąca stowarzyszenie organizuje spotkania, których tematem jest stara i nowa Łódź. – Bardzo często przychodzą tu studenci z przygotowanymi prezentacjami i filmami. Na terenie rynku kilka osób prowadzi swoje działalności, klientów nie ma, a czynsz trzeba zapłacić. My robimy po prostu składkę. Ciężko tu utrzymać lokal, tym bardziej, że ostatnio pani prezydent wliczyła do czynszu okna wystawowe, jako przestrzeń użytkową. Wszystkim nam podniosła czynsze. W zasadzie można byłoby teraz przytoczyć obietnice przedwyborcze pani Zdanowskiej, która mówiła, że wszelkie fundacje, stowarzyszenia czy działacze społeczni będą mieli zmniejszone czynsze. Co roku piszemy prośbę, popartą naszą działalnością i nic z tego. Czynsz wynosi tutaj ok 1 700 zł, a jeszcze jest światło, internet, telefon…

No i oczywiście mamy balon. Można powiedzieć raczej, że nas zrobiono w balona

Okazuje się, że jest tutaj wspólnota mieszkaniowa… – Ale ona nie ma funduszy. Mieszkańców jest tu może ze 30, a część z zajmowanych przez nich mieszkań jest komunalna, mało kogo było stać na ich wykupienie. W tych mieszkaniach czynszowych żyją starsi, ubodzy ludzie. Weźmy chociaż tę kamienicę, która znajduje się na rogu obok. Ona jest starsza od Starego Rynku. Jakiś czas temu została wyremontowana przez Miasto, ale ten remont można po prostu wyśmiać. Co znaczy dla Pani remont starej kamienicy? – …od podstaw. – No właśnie, a tam nie ma ogrzewania centralnego, pali się węglem, drewnem czy czymkolwiek, toalety są praktycznie na zewnątrz. Odnowiono tylko elewację, ale czynsze są podniesione. Nie można tak robić. Jeżeli taka emerytka w tej kamienicy ma 800 zł emerytury, a tyle kosztuje teraz czynsz, to z czego… My teraz jako wspólnota odnawiamy dach, tzn. stopniowo – wzięliśmy milion zł. pożyczki, składamy się na jej spłatę. Dachy są stare i przeciekają. Kiedyś w tych piwnicach ciągle stała woda – rzeka Łódka wybijała, administracja nie zrobiła niczego, żeby tym ludziom pomóc, mimo że płacili oni naprawdę duże pieniądze. Urząd Miasta nie chce nam pomóc, byliśmy na 3 spotkaniach, pani Zdanowska milczała, mówił Pan Janiak – że tu jest martwo, i że to miejsce nie ma potencjału. Na początku tamtego roku przysłał pismo, że tutaj w Parku Staromiejskim postawi balon, do którego będzie można wejść i unieść się ponad 60 m w górę, obejrzeć panoramę miasta. Niekoniecznie musiałoby to od razu nadawać miejscu określony kierunek… W każdym razie ta konstrukcja była atrakcyjna. Myślę, że przyciągnęłaby ludzi. No i oczywiście mamy balon. Można powiedzieć raczej, że nas zrobiono w balona.

Moja rozmówczyni proponuje mi spotkanie z Łucją Robak, prezesem Stowarzyszenia. Spotkanie odbywa się jeszcze tego samego dnia wieczorem.

10 lat temu…

– Stowarzyszenie powstało 10 lat temu i tak naprawdę zostało założone przez ludzi, którzy – jak się dziś okazuje – byli nadmiernymi optymistami, ponieważ wydawało im się, że możliwe jest przekonanie władzy, i nie tylko jej, że Stary Rynek i okolica są warte zainteresowania. Warte tego, żeby miasto się postarało mieć starówkę jak wszystkie inne miasta w Polsce. Jest to w końcu plac miejski, stanowi własność miasta, ma przestrzeń pustą, czyli jest niejako stworzony do bycia jakimś elementem rekreacji, innej niż w Manufakturze, czyli nie handlowo-komercyjnej. Miejscem dla ludzi, którzy przyszli odpocząć od całego zgiełku, w spokoju porozmawiać.

To nie są działania promujące Łódź

Nawet przyszło mi do głowy, że gdyby między nami a miastem były dobre układy, to można by tu otworzyć czytelnię gazet łódzkich. Wszyscy narzekają, że czytelnictwo spada, że ludzie coraz rzadziej sięgają po lekturę, jakby zupełnie nie biorąc pod uwagę aspektu zubożenia społeczeństwa. Pierwszą rzeczą, z której rezygnują ludzie niemający dostatecznych funduszy, są właśnie zakupy tego typu, czyli książki, czasopisma. Myślę więc, że taki punkt by się przydał. Oczywiście to wymaga chęci, przemyślenia funkcji tego placu, zlikwidowania bądź przerobienia tych paskudnych trawników, które zresztą od wiosny do jesieni są zaniedbane, bo generalnie rzecz biorąc rzadko kiedy ktoś je kosi, rzadko kiedy w ogóle coś tu się robi. Te murki są wyrywane, bo to jest ładna klinkierowa cegła, więc też się komuś może przydać… Nikt nie interweniuje w to wszystko. Jednym słowem jest to plac pusty i zaniedbany…

Proszę zobaczyć, że organizację tegorocznego sylwestra wygrał Plac Dąbrowskiego, chociaż mnie osobiście to szalenie dziwi, szalenie, bo na Placu Dąbrowskiego, przy całej jego urodzie i wątpliwej, bądź nie, urodzie fontanny, jest po prostu mało miejsca. Natomiast tutaj jest miejsce, można z powodzeniem organizować tu obchody powstania styczniowego, listopadowego, urodziny Łodzi, letni teatrzyk dla dzieci i szereg innych imprez, ale musi być ktoś, komu będzie się chciało to robić.

Myśleliśmy, że my jako stowarzyszenie dostaniemy od miasta i pozwolenie, i pieniądze na organizację, ale tak się nie stało. Niejednokrotnie braliśmy udział w jakichś konkursach, występowaliśmy o granty, ale zawsze nam odmawiano, choć zazwyczaj nikt nie ma w zwyczaju nam wytłumaczyć, dlaczego nasze projekty nie są dostatecznie dobre. Odpowiedź brzmi: „nie, bo nie”. A pomysły były naprawdę różne, np. ta współpraca z Arlekinem – teatrzyki dla dzieci, nazywało się to „Lato z mamą i tatą ”. Na takie występy raz w tygodniu nie była potrzebna duża kwota, artyści też byli zadowoleni, bo teatr w okresie letnim jest zamknięty. Przez 2 lata organizowaliśmy coś takiego, ale niestety nie zyskało to aprobaty, nawet usłyszałam od jednego z ważnych urzędników łódzkiego Magistratu, że nie są to działania promujące Łódź. Działania promujące Łódź, to np. targi we Frankfurcie, staram się to zrozumieć, ale naprawdę należałoby sprawiedliwie pomyśleć o wyjściu do ludzi, którzy żyją tu i teraz…

kobieta jadąca na rowerze po dużym placu
© Łukasz Domiza

Powstał kiedyś pomysł, żeby zbudować na placu pomnik Jagiełły…

Tak, z tym, że skala zabudowy łódzkiej starówki (choć zabudowa jest oczywiście powojenna) jest mała, tzn. są to budynki dwukondygnacyjne, natomiast projekt, który ja widziałam zakładał, że ten pomnik będzie miał przeszło 8 metrów… Można byłoby na ten temat dyskutować, ale pomysł upadł. Zawiązał się komitet do spraw budowy tego pomnika, bo faktycznie Jagiełło, który nadał Łodzi prawa miejskie nie ma w Łodzi niczego, zresztą nie tylko Jagiełło – proszę mi pokazać ulicę Scheiblera, Geyera, proszę mi pokazać ulicę jakiegokolwiek innego fabrykanta, może poza zwyczajowo przyjętą Anstadta, którą to on sam zbudował i sam nazwał. Komitet w tej sprawie nie doszedł do porozumienia, został rozwiązany. Minęło parę lat i nikt nic z tym nie zrobił, choć Rada Miasta obiecywała zająć się tym tematem, ale ma ona tę wadę, że jest kadencyjna, więc kiedy kadencja się kończy, następcy niekoniecznie muszą pamiętać o tym, jakie postanowienia powzięli poprzednicy. Ale nie chodzi tylko o pomnik, tu w ogóle jest problem w zagospodarowaniu tego terenu jako całości. Trzeba byłoby odpowiedzieć sobie na pytanie, czy zabudowywać czwartą pierzeję – bo ona była, czy wyjść np. naprzeciw temu projektowi, który połączył starówkę z parkiem. To dałoby w sumie kolejne możliwości, może bryczki, dorożki… Wie pani, że przychodzą do nas ludzie i pytają: – czy to Stary Rynek? – Tak. – A czy są dorożki? – Nie. – No to, co to za Stary Rynek, skoro tu nie ma dorożek i nie ma czym się przejechać, po wybranej, historycznej trasie… Są w Łodzi riksze, ale po pierwsze jeżdżą tylko po Piotrkowskiej, a po drugie powstałby problem wykształcenia tych ludzi – oni musieliby znać te trasy, po których jeżdżą, musieliby umieć o nich opowiedzieć. Audio-przewodniki po Manufakturze czy Piotrkowskiej podobno miały być dostępne, ale nie wiem, jakie są dalsze losy tego projektu. Miał powstać audio-przewodnik po szlaku żydowskim, ale u nas bardzo często coś się zaczyna, a z czasem to ginie. Gdzieś są wydane pieniądze, ale efektu nie ma. Niestety nie widziałam nigdy turysty z takim audio-przewodnikiem, który stałby na Starym Rynku i słuchał o jego historii. Natomiast sami turyści owszem są, przychodzą do nas, pytają. My jesteśmy po to, żeby im opowiadać i odpowiadać na ich pytania. Trzeba podkreślić, że to jest inny klient, niż ten, który udaje się do Manufaktury. Mamy przyjaciela, który właśnie tam pracuje i twierdzi, że sporadycznie zdarza się klient, który szuka odpowiedzi na pytanie, gdzie jest imperium Grohmana, imperium Scheiblera, co się dzieje u Kindermanna, czy – jak dojechać do Geyera. To są klienci, którzy kupują jedynie gadżety i pamiątki. Natomiast u nas zdecydowanie mniej osób przychodzi po pamiątki, większość ludzi czy wycieczek szuka informacji jak dojechać w konkretne miejsca, co warto zwiedzić, pytają, co możemy opowiedzieć na dany temat, zaznaczają informacje na biuletynach i faktycznie korzystają ze wszystkich wskazówek.

kamienica z podcieniami i tarasem na piętrze
© Łukasz Domiza

Nasze pierwotne założenia, że uda nam się nakłonić kogokolwiek do tego, żeby wreszcie projekt rewitalizacji został zrobiony, spełzły kompletnie na niczym. Przecież my również zrobiliśmy koncepcję, jasne, że ona może się podobać lub nie – to normalne, ale usłyszeliśmy wówczas od prezydenta Kropiewnickiego takie słowa, że skoro mamy taki doskonały plan, to powinniśmy ogłosić przetarg, bo miasto nie ma na to pieniędzy. Jeżeli miasto nie ma pieniędzy, to oczywistym jest, że my nie mamy tym bardziej. Przecież płacimy tutaj za czynsz. Ten projekt jest oczywiście na naszej stronie, nie usuwaliśmy go, ale niestety nie zyskał aprobaty, w odróżnieniu od – zatwierdzonego zresztą przez Urząd Miasta (nawet miał decyzję na budowę) – projektu, który zakładał umieszczenie na tym terenie kilkudziesięciu par wypustów dyszy do fontann… Chyba Łódź miała wówczas problem z zagospodarowaniem wody, której było w nadmiarze, zresztą jest to prawdą, bo zniknęły wówczas fabryki. Głównym odbiorcą wody – a Łódź miała dużo wody, bo w ogóle stoi na wodzie – były fabryki. Były one odbiorcą wody, ale również szkodnikami wodnymi, tzn. tam przeciekały duże ilości wody – tu niedokręcone, tam usterka, gdzieś jeszcze awaria… W momencie, kiedy te fabryki poupadały powstał problem, że Łódź ma wody za dużo, no i zrodził się pomysł z fontannami. Był taki okres, że nic tylko same fontanny wyrastały w projektach zagospodarowania miasta. Wie pani, zrobienie tutaj fontann typu dysze… Na szczęście ten pomysł upadł i decyzja na budowę, która została wydana, nie weszła w życie. Robienie fontann na terenie, który jest zlewiskiem rzeki Łódki nie jest bezpieczne. Trzeba sobie z tego zdawać sprawę – my mamy za sobą plebańską górkę i między plebańską górką, a rzeką Łódką zakrytą od wierzchu, jest przeszło 3 metry. Ta rzeka zbiera całą wodę ze stoku, więc harce z nią wpłynęłyby na pogorszenie stosunków wodnych rejonu.

Jest na stronie naszego miasta taki projekt, chyba studentów PŁ, który nawiązuje do projektu z lat 30. To skromny projekt, ale już nawet taki byłby dużo lepszy niż to, co aktualnie mamy tutaj. Nie ma po prostu niczego, nie ma ławek, nie ma drzew. Są paskudne, systematycznie niszczone murki, które latem służą bezdomnym – i nie tylko – do spania, leżenia, odpoczynku… Oczywiście musimy po nich sprzątać. Kostka również była powyrywana, więc przychodziły tu dzieci i bawiły się w pseudo piaskownicach. To wynika również z tego, że na tych międzyblokowych podwóreczkach nie ma elementów małej architektury dla najmłodszych. Interweniowaliśmy, żeby tę kostkę uzupełniono i rzeczywiście w zeszłym roku ją uzupełniono. Na szczęście do tej pory nikt jej nie zepsuł…

Do tej pory utrzymała się kinematografia i wyświetlane są filmy. Zresztą, patrząc na zainteresowanie, jakim cieszą się te seanse, myślę, że można by było zrobić kino samochodowe, idealne w przypadku brzydkiej pogody

Bywały tutaj przepiękne koncerty, występy chórów, orkiestry np. w związku z sześćdziesiątą rocznicą likwidacji getta. Naprawdę pięknie zorganizowana impreza. Do tej pory utrzymała się kinematografia i wyświetlane są filmy. Zresztą patrząc na zainteresowanie, jakim cieszą się te seanse można by było zrobić kino samochodowe, idealne w przypadku brzydkiej pogody, dlaczego nie? Ale wszystko wymaga chęci, opieki i umoczenia sobie rąk w pracy. Zrobić plan, wdrożyć go w życie i pilnować, żeby się nie przewrócił po drodze. Jest tu galeria, są restauracje, jesteśmy my, którzy chętnie byśmy w tych działaniach brali udział, chętnie byśmy partycypowali w kosztach na tyle, na ile byśmy mogli. Jest tu potencjał, jest z czego zaczynać, tylko nie ma komu.

sztuczny staw w miejskim parku
© Łukasz Domiza

Porozmawiajmy o pieniądzach

Jako stowarzyszenie mamy tzw. preferencyjną stawkę dla stowarzyszeń i ona jest niższa niż np. dla pubu obok, ale niższa nie oznacza niska. Mamy tutaj duży lokal i tego lokalu w żaden sposób nie da się podzielić, wobec czego stawka jest wysoka. 1 700 zł plus prąd, telefon, internet. Wcześniej było to 155 m2, w ubiegłym roku dołączono nam wystawy do powierzchni użytkowej. I tak o pieniądzach można by mówić naprawdę bardzo dużo. Miasto utrudnia Wasze działania… – Ma jedną odpowiedź: „zaróbcie sobie”. Miasto nie jest od udzielania dotacji na czynsz, a my książką kosztów czynszu nigdy nie pokryjemy przy tej powierzchni. Gdyby władze podzieliły to na 3 części, stać by nas było na czynsz, ale przestalibyśmy organizować prelekcje, spotkania dla bezdomnych, bo nie byłoby na to miejsca. My mając dużą powierzchnię, próbujemy ją uwiarygodnić przez takie właśnie działania. Dziś tematem jest „Łódź w czasach II wojny światowej”, przyszedł do nas pan z Muzeum Tradycji Niepodległościowych. Oczywiście to wszystko odbywa się wolontariatem – zarówno nasza praca, jak i wykłady osób z zewnątrz. Nie mamy tutaj żadnego etatu.

Później jest zdziwienie, że Łódź się wyludnia, przecież nie ma po co tu siedzieć

Okropna znieczulica… – To nie jest tylko znieczulica, to jest najgorsze zaniechanie, jakiego można się dopuścić, bo jak się nie buduje domów, to ludzie prędzej czy później wezmą kredyt i na własny rachunek coś zrobią. Natomiast jeżeli likwiduje się domy kultury, jeżeli likwiduje się świetlice dla dzieci, które organizowały im czas, jeżeli zamyka się kolejne wydawnictwa… To jest zabijanie tej kultury bardzo podstawowej. Może można się chwalić, że mamy sztukę z górnej półki, bo będziemy realizowali projekty Gerrego, czy inne (za niesamowite pieniądze zresztą), natomiast proszę popatrzeć jakie kłopoty ma ŁDK, jakie kłopoty mają tzw. dzielnicowe domy kultury, które nie mają pieniędzy na jakąkolwiek działalność kulturalną, robią dwie, trzy imprezy w ciągu roku góra… A to powinny być centra, które skupiają młodzież i starszych. To jest ogromne zaniechanie działań kulturalnych na rzecz rozwoju ludzi i miasta. Później jest zdziwienie, że Łódź się wyludnia, przecież nie ma po co tu siedzieć. Wyludnia się, bo nie ma pracy, to oczywiste, ale to są już skutki, a prapoczątek jest taki, że się nie dba ani o ludzi, ani o miasto, ani o pracę i odpoczynek.

Przykro mi, że tyle entuzjazmu ludzi, którzy zakładali to stowarzyszenie legło w gruzach, że czują się zawiedzeni… Że miasto nie ogłosiło konkursu, że nie zrobiło niczego w tym kierunku, natomiast zrobiło dziwaczny projekt Placu Wolności, a nie jest to plac, na którym mogą się odbywać tego typu imprezy. Proszę sobie przypomnieć sylwestra, który się tam odbył – od ulicy Pomorskiej poprzez Piotrkowską do Legionów, jaki był kąt patrzenia i możliwość poruszania się. Ewakuacyjnie to było dno, co by się stało w przypadku jakiejkolwiek paniki… Miejsce, gdzie organizuje się imprezy masowe musi być łatwe do rozproszenia. Wypisz, wymaluj byłby to Stary Rynek. Można się z tego wszystkiego śmiać, chociaż nikomu nie jest do śmiechu, bo nie po to jesteśmy tu 10 lat jako wolontariusze, bez żadnych – podkreślam – zysków, żeby tak bardzo nie chcieć nam pomóc. Nie generujemy żadnych kosztów, nie mamy żadnych etatów, ulg w śmieciach, wodzie czy czymkolwiek, a działamy na rzecz miasta, tego miasta…

obdrapana kamienica z podcieniami
© Łukasz Domiza

Dziwne, przerażające, potworne

Kolejnym punktem na mapie poszukiwań była rozmowa z Architektem Miasta, którym od października 2011 roku jest Marek Janiak, architekt, wykładowca akademicki, członek grupy „Łódź Kaliska”. Poniżej kilka moich pytań i odpowiedzi Pana Janiaka.

W uchwale z dnia 16 stycznia 2013 roku dotyczącej rozwoju Łodzi, znajduje się punkt o poprawie jakości przestrzeni publicznych, w tym Starego Rynku. Chciałam zapytać, czy są jakieś szczegółowe plany dotyczące zagospodarowania tej konkretnej przestrzeni.

Nie ma w chwili obecnej szczegółowych planów dotyczących Starego Rynku. W 2010 roku został rozstrzygnięty konkurs urbanistyczny „u źródeł Piotrkowskiej”, w którym między innymi zastanawiano się nad „czwartą pierzeją Rynku”, jednak w zwycięskiej pracy nie rozpatrzono funkcjonalnego połączenia Rynku z Parkiem Staromiejskim oraz Placem Wolności, co jest poważną wadą opracowania. Istnieje również opracowany społecznie projekt zmiany kolorystyki elewacji i posadzki rynku. Przeprowadzone zostaną konsultacje społeczne dotyczące programu „Atrakcyjne Przestrzenie Miejskie”, w obrębie których poruszona będzie problematyka Starego Rynku.

Przeprowadzona przez nas sonda pokazuje, że główną atrakcją Łodzi stało się centrum handlowe. Czy nie uważa Pan, że w mieście z taką historią, ze starówką, która ma potencjał, dziwne jest to, że znajomych, którzy odwiedzają nasze miasto prowadzi się do Manufaktury?

To nie tylko jest dziwne, ale przerażające i potworne. Należy jednak pamiętać, że historycznie tzw. Stary Rynek istnieje jedynie w układzie urbanistycznym Łodzi. Cała zabudowa pochodzi z lat 50. XX wieku (z czasów socrealizmu) i jest w rozumieniu „zabytkowości” o 80 lat młodsza od zabudowy Piotrkowskiej i Strefy Wielkomiejskiej. Określenie tego miejsca „starówką” może budzić wątpliwości. Co innego, gdyby „starówką” nazwać całą Strefę Wielkomiejską, co dla mnie jest bardziej oczywiste – wtedy faktycznie można mówić o potencjale, który należy wykorzystać i my ze swojej strony robimy wszystko, aby tak się stało. Wymaga to jednak zmiany świadomości władz miasta, ale też jego mieszkańców odnośnie ważności centrum. Jest to proces, który już się zaczął, ale postępuje powoli i nie wiadomo, czy zdąży osiągnąć taki poziom, aby udało się uratować w Łodzi całe to dziedzictwo, którym mogłaby się szczycić na arenie krajowej i międzynarodowej.

W jednym z wywiadów określił Pan Stary Rynek „przestrzenią na deser, która ze względu na słabą tkankę miejską nie ma szans na cud”. Jednak mam wrażenie, że taki deser byłby w tym mieście niezwykle entuzjastycznie odebrany, ponieważ mieszkańcom potrzebne jest miejsce w centrum miasta, w którym będą mogli odpocząć. Stary Rynek w połączeniu z Parkiem Staromiejskim byłby do tego idealny.

To prawda, deser byłby świetny, tylko co z tego, gdy Łodzi nie stać póki co (i to nie tylko w wymiarze finansowym, ale też świadomościowym) nie tylko na danie główne, ale nawet na zimny starter. Jak tu myśleć więc o deserze?

Zastanawiam się, czy sytuacja tej przestrzeni nie jest w pewnym stopniu analogiczna do przestrzeni krakowskiego Kazimierza, który kiedyś był miejscem zupełnie nieatrakcyjnym, a po podjęciu różnych inicjatyw stał się sercem nocnego życia Krakowa.

W sytuacji porównywalnej do Kazimierza jest raczej cała strefa Wielkomiejska ze Starym Rynkiem jako jednym z elementów. Dodatkowo Kazimierz to obszar około 1 km x 0,6 km, a Strefa Wielkomiejska 5 km x 3,6 km. Nawet jeśli porównywać Kazimierz do Starego Miasta w Łodzi trzeba pamiętać o tym, że mimo porównywalnego obszaru 1/3 Starego Miasta to park, a pozostały teren jest dość luźno zabudowany.

Czy nie ma Pan wrażenia, że Łódź staje się miastem marketów, i że atrakcje, które oferuje zarówno mieszkańcom, jak i turystom zaczynają się skupiać głównie na poziomie robienia zakupów?

Mam nawet taką pewność i to mnie przeraża oraz załamuje. Obecna jednak tendencja nie ma prawa trwać wiecznie – miasto jest w stanie się obronić. Na dłuższą metę przytłaczająca monotonia i powtarzalność centrów handlowych, przy równoczesnej niemocy współtworzenia przestrzeni sprawiają, iż po pewnym czasie ludzie rezygnują z przebywania w sztucznym „świecie” pełnym zaplanowanych, przewidywalnych i aspołecznych zachowań i wybierają właśnie miasto, które jest stworzone dla umożliwienia zdrowych interakcji międzyludzkich.

Przytłaczająca monotonia i powtarzalność centrów handlowych, przy równoczesnej niemocy współtworzenia przestrzeni sprawiają, iż po pewnym czasie ludzie rezygnują z przebywania w sztucznym „świecie” pełnym zaplanowanych, przewidywalnych i aspołecznych zachowań i wybierają właśnie miasto

Zbierając materiał do artykułu odwiedziłam również Stowarzyszenie Przyjaciół Starego Miasta. Chciałabym zapytać, jak Pan ocenia działania Stowarzyszenia? Zastanawiam się dlaczego wszelkie inicjatywy podejmowane z jego strony są odrzucane. Po 10 latach bezowocnej działalności członkowie Stowarzyszenia są bardzo zdruzgotani. Czy myśli Pan, że mogą liczyć na jakąś zmianę, nawiązanie współpracy?

Oby Stowarzyszeniu towarzyszyła energia działania jak najdłużej, aż do czasów lepszych dla Łodzi. Pamiętajmy też, że większość inicjatyw Stowarzyszenia to występowanie do władz miasta o skierowanie działań i środków finansowych na Stary Rynek, co w kontekście realnych potrzeb i możliwości Łodzi kończy się tak, jak dotychczas. Obecnie rozważane w tym rejonie umiejscowienie Parku Sportów Alternatywnych, co może dać szansę na ożywienie tej przestrzeni. Pojawiają się także inicjatywy artystyczno-kulturalne Muzeum Miasta Łodzi czy kolektywu artystycznego BIEDA.

kamienica narożna z żółtymi podcieniami
© Łukasz Domiza

Bez Starego Miasta jesteśmy nigdzie i znikąd

O zdanie nie mogłam nie zapytać architekta Marka Diehla, który w sprawach miasta głos zabiera często i bardzo dosadnie, a którego krytyczne, trafne obserwacje i wypowiedzi wywołują niejednokrotnie wiele kontrowersji…

– Tematy dotyczące Łodzi poruszamy często w publicznych dyskusjach, głównie ze środowiskiem łódzkich urbanistów, a jest to środowisko straszne. Potworne wręcz. To są ludzie, którzy mają i wykształcenie i doświadczenie socjalistyczne, i niestety się tego nie wyzbyli. Co to oznacza w praktyce? To, że mają w głębokim nieposzanowaniu XIX-wieczną zabudowę, z której Łódź się składa, a gloryfikują osiedla mieszkaniowe – Widzewy, Retkinie i inne tego typu Teofilowy. Skutek powstania tych osiedli jest taki, że miasto się „rozlało”, czyli zwiększyło swoją powierzchnię, nieznacznie zwiększając ilość mieszkańców, albo wręcz obniżając. W tej chwili można powiedzieć, że mieszkańców jest coraz mniej. Wiadomo, że w takiej sytuacji koszty obsługi miasta rosną nieprawdopodobnie.

Centrum, Stary Rynek, identyfikuje dane miasto

A człowiek łaknie centrum, bo w centrum są usługi. Co więcej – centrum, Stary Rynek, identyfikuje dane miasto. W końcu wszędzie są takie osiedla jak Retkinia, więc gdyby ktoś zawiązał nam oczy i wysadził na takim osiedlu gdziekolwiek w Polsce, to wątpliwe, że poznalibyśmy, gdzie się znajdujemy. Poprzez Stare Miasto jesteśmy w stanie się identyfikować, wiemy że to jest np. Łódź, a nie Warszawa. Bez Starego Miasta jesteśmy nigdzie i znikąd – to jest rzecz fundamentalna, i tak oczywista, że aż śmieszy, że są ludzie, którzy temu prostemu faktowi potrafią zaprzeczać.

U źródeł Piotrkowskiej…

W 2009 roku Miejska Pracownia Urbanistyczna zorganizowała konkurs urbanistyczny „U źródeł Piotrkowskiej”, którego celem było opracowanie koncepcji zagospodarowania fragmentu Łodzi obejmującego Stary Rynek, wschodnie przedpole Manufaktury oraz kwartały ograniczone ulicami: Wschodnią, Rewolucji 1905r., Próchnika, Zachodnią, Legionów, Gdańską i Ogrodową. Jury nie przyznało pierwszej nagrody. Drugą zdobyły równorzędnie dwie pracownie architektoniczne. Jedną z nich była właśnie pracownia Marka Diehla – Diehl Architekci.

Projekt pracowni Marka Diehla zakładał m.in. przekształcenie skrzyżowania ulicy Ogrodowej i Zachodniej w plac łączący przestrzennie Pałac Poznańskiego, park i obydwie strony ulicy Zachodniej

Projekt pracowni Marka Diehla był kompleksowy, zakładał m.in. przekształcenie skrzyżowania ulicy Ogrodowej i Zachodniej w plac łączący przestrzennie Pałac Poznańskiego, park i obydwie strony ulicy Zachodniej. W tym momencie to skrzyżowanie stanowi ogromną przeszkodę na drodze do Starego Rynku oraz utrudnia oglądanie elewacji Pałacu – duża ilość słupów trzymających trakcję tramwajową, sygnalizacja świetlna czy drogowskazy tworzą po prostu w tym miejscu bałagan. Architekci osiągają swój cel poprzez obudowanie nową kubaturą placu znajdującego się na wprost głównej bramy do fabryki Poznańskiego. Budynek, który mieści w sobie aktualnie Biedronkę, przekształcony jest w „altanę” na środku tego placu. Posadzka zostaje ujednolicona, bez rozróżniania chodnika i jezdni. Tę ostatnią wyznaczają pachołki. Zlikwidowana zostaje sygnalizacja świetlna, a w zamian zorganizowany jest ruch okrężny, dzięki czemu osiągnięte zostają dwie rzeczy – płynność ruchu i zmniejszenie prędkości na skrzyżowaniu, co ułatwia pieszym przejście na drugą stronę ulicy. Odgięcie ulicy Ogrodowej zwiększyło znacznie przedpole przed głównym wejściem do Pałacu. Oświetlenie zapewnią lampy w posadzce do iluminacji Pałacu, na słupach wyznaczających jezdnię oraz z elewacji nowych budynków otaczających plac.

Architekci podkreślają, że najbardziej oczywistym wyjściem z placu Manufaktury jest wyjście w kierunku parku Staromiejskiego. Niestety w drugą stronę działa to dużo gorzej, a na drodze zawsze stoi szeroka i ruchliwa ulica Zachodnia. Rozwiązaniem tego problemu, będącym jednocześnie krokiem w stronę historii początków Łodzi, jest odtworzenie doliny i rzeki Łódki na odcinku od ul. Franciszkańskiej do granicy z terenem Manufaktury. Dolina, razem z rzeką, stanowi dobre wyprowadzenie przez park do ulicy Nowomiejskiej, gdzie w miejscu po historycznym młynie wodnym, stanie jego współczesna wersja. Szczegółowy opis projektu można znaleźć tutaj.

– Był to konkurs idei. Założenie jest dobre, ponieważ miasto zbiera w ten sposób kilkanaście wariantów, jury przyznając nagrodę wskazuje, które są atrakcyjne. Marek Diehl rozwija przede mną ogromne plansze przedstawiające propozycję nowego zagospodarowania fragmentu miasta.

szczegółowa koncepcja terenu parku i okolic
„U źródeł Piotrkowskiej”, projekt Diehl Architekci
plan zasięgu koncepcji
„U źródeł Piotrkowskiej”, projekt Diehl Architekci
zagospodarowania skrzyżowania ogrodowa-zachodnia
„U źródeł Piotrkowskiej”, projekt Diehl Architekci
projekt zagospodarowania narożnika kwartału
„U źródeł Piotrkowskiej”, projekt Diehl Architekci
projekt łącznika z parkiem
„U źródeł Piotrkowskiej”, projekt Diehl Architekci

Według informacji, które uzyskaliśmy, a są to informacje wiarygodne – chociaż nikt nie robił wykopów – powinny znajdować się tutaj (wskazuje miejsce brakującej czwartej pierzei Starego Rynku) pozostałości po budynkach z XIV i XV wieku. Skoro była tu osada, to coś musiało pozostać. Można to zaprojektować w taki sposób: na dole jest wykopalisko, ludzie natomiast oglądają to chodząc po pomostach. Mogłaby powstać w związku z tym mała część muzealna, w której eksponowane byłyby rzeczy wykopane. Takie projekty powstają bardzo często, miałem okazję zobaczyć tego typu projekt w Sztokholmie, gdzie zaczęto budować parking podziemny i natrafiono na duże ilości wykopalisk. Mieszkańcy się wręcz zbuntowali, zaprzestano budowy tego parkingu, a na jego miejscu powstało podziemne muzeum, które eksponuje to, co w tym miejscu wykopano. Tutaj jest podobna sytuacja. Źródła Łodzi są dokładnie w tym miejscu, choć z pierwotnej zabudowy nic praktycznie nie zostało. Dzisiaj nudna, zaprojektowana przez jednego człowieka, kiedyś była zbiorowiskiem niewielkich, małomiasteczkowych kamieniczek.

Źródła Łodzi są dokładnie w tym miejscu, choć z pierwotnej zabudowy nic praktycznie nie zostało. Dzisiaj nudna, zaprojektowana przez jednego człowieka, kiedyś była zbiorowiskiem niewielkich, małomiasteczkowych kamieniczek

W naszym projekcie zaznaczyliśmy pierwotny podział działek ścieżkami. Próbowaliśmy odtworzyć dolinę rzeki, przecież ona fizycznie istnieje. Mogłyby się tu znaleźć zbiorniki retencyjne, czyli takie, które zatrzymują wodę po deszczu, ta woda w naturalny sposób mogłaby spływać z dachów okolicznych budynków, zatrzymywać się w tych zbiornikach i zasilać tę nową rzekę w starym korycie.

latarnia przy parkowej alejce
© Łukasz Domiza

Jeżeli chodzi o park – ważne jest jego ogrodzenie, bo nie jest przyjemnie. Chodzi tu o spełnienie dwóch funkcji – bezpieczeństwo i kontrolowane przejście przez park. Kiedy nie ma ogrodzenia to wszyscy chodzą jak chcą, zresztą tu widać, jak wszyscy chodzą (wskazuje na fragment planszy przedstawiający Park Staromiejski), te ścieżki są po prostu głupio zaprojektowane. Ogrodzenie parku wprowadziłoby pewną intymność, rzeka byłaby powodem, żeby iść wzdłuż jej koryta, więc to byłaby jakaś atrakcja, jakaś szansa na doprowadzenie przechodnia do Starego Rynku. Na to nie ma jednej recepty. Tu trzeba podjąć klika drobnych decyzji, które dotyczyć będą całego miasta i pośrednio wpłyną na to miejsce. Czasem może brzmieć to jak hasła, np. „porządek w przestrzeni miejskiej”, niby wszyscy wiedzą, co może oznaczać porządek, ale np. głównym elementem porządkowania przestrzeni miejskiej jest wyraźne postawienie granicy między terenem prywatnym, a terenem publicznym, i nie chodzi tu moim zdaniem o sposób władania, bo w Manufakturze to jest ewidentnie przestrzeń publiczna, mimo, że właściciel jest prywatny, tu chodzi o sposób dostępności – jeżeli teren jest dostępny 24 godziny na dobę, to jest to przestrzeń publiczna.

Przy rynku nie ma tego podziału, na tyły tych budynków każdy może wejść, brakuje tu wyraźnej granicy. Weźmy na przykład Piotrkowską i ostatnie morderstwo, załóżmy, że idziemy tą ulicą i coś się wydarza – kradzież, pobicie, cokolwiek, bandyta zaczyna uciekać i – powiedzmy, że policjantów jest nawet kilku – jeśli skręci w pierwszą lepszą bramę – ginie. Jeżeli bramy są zamknięte, on nie ma dokąd uciec. To tylko jeden z powodów. Przestrzeń publiczna powinna być przestrzenią bezpieczną i obserwowaną, oświetloną przez sklepy, nie tylko przez latarnie.

Marek Diehl zaznacza następnie, że Stary Rynek jest w tym momencie kompletnie oderwany od reszty. Piotrkowska i Manufaktura tworzą ciąg jakichś usług, natomiast przestrzeń Starego Rynku jest ewidentnym przerwaniem tego ciągu, wskazuje również na inne aspekty komunikacyjne – Dzisiaj, żeby przejechać z północy na południe mamy do wyboru ulicę Zachodnią, Kilińskiego, a następna? Śmigłego Rydza. No własnie, jaka to jest odległość? Ponad kilometr. Te ulice, którymi na ogół się poruszamy skutecznie omijają Stary Rynek. Gdyby zrobiono tam przejazdy, to ten teren inaczej by się nasycał, bo w tej chwili on jest zupełnie z boku.

widok na ulicę Zgierską w kierunku północny
© Łukasz Domiza
widok na ulicę Zgierską w kierunku południowym
© Łukasz Domiza

Czyli to jest dużo bardziej skomplikowane niż mi się wydawało

Skomplikowane i nieskomplikowane – gdyby miasto myślało o tym, żeby robić coś hierarchicznie, gdyby miało jakąś politykę, a nadrzędnym celem tej polityki byłoby dobro mieszkańców… A to nie jest powiedziane wprost. No bo gdyby było, to oczywistą rzeczą byłoby to, że nie wolno przy ulicy Kopernika, w ramach modernizacji, wycinać drzew i mało tego powiedzieć, że nie będą sadzone nowe, bo to koliduje z infrastrukturą. Mogę się założyć o cokolwiek, że są możliwości techniczne, dzięki, którym te drzewa można posadzić. To powinno być ważniejsze, bo jest dla dobra mieszkańców.

To jest moim zdaniem natychmiastowa odpowiedź na pytanie, co zrobić z rynkiem – zrobić z niego rynek

Co zrobić z rynkiem? Cóż, m.in. można by zrobić nawierzchnię. Wcale nie jest powiedziane, że tam powstanie nie wiadomo jaki projekt. Natychmiastową metodą na ożywienie, byłoby zrobienie zielonego rynku, przyjeżdżają władze miasta sprzedają miejsca lokalnym producentom, rynek działa dwa razy w tygodniu… To by ruszyło natychmiast. Nie ma w Łodzi takiego rynku – popsuto plac Barlickiego, zabudowano go halą, rynek bałucki również zabudowano, więc to byłoby jedyne miejsce w Łodzi, gdzie normalnie odbywałby się handel tego typu. To jest moim zdaniem natychmiastowa odpowiedź na pytanie, co zrobić z rynkiem – zrobić z niego rynek.

ciąg kamienic z podcieniami wzdłuż ulicy Zgierskiej
© Łukasz Domiza

Manufaktura  problem Łodzi

Dla przypomnienia obrazowy fragment jednego z felietonów Marka Diehla:

Nie wszyscy mieli możliwość chodzenia po tym terenie przed wyburzeniami. Założenie fabryczne Poznańskich było miastem w mieście, z uliczkami, torami, zaułkami i z całą masą elementów i instalacji fabrycznych: dziwnych zaworów, drabinek, żeliwnych posadzek i wielu innych elementów niewiadomego przeznaczenia. Po działaniach niszczycielskich inwestora, z przemysłowej przeszłości pozostały gołe mury odnowione w haniebny sposób, na „marchewkowo”, bez fugi, jak tandetna dekoracja teatralna. Zdecydowanie za dużo zostało wyburzone. Słyszałem „na własne uszy”, jak przedstawiciel inwestora na zarzut jednego z architektów, że plac jest nieprzemyślany i otwiera się na parkingi przed urzędem dzielnicowym, a dalej na dwupasmową ulicę, odpowiedział, że wyburzono to, na co zezwolił konserwator i plac sam powstał. Gdybym nie wiedział, że to głupota, to bym pomyślał, że prowokacja. Czyli to nie jest plac, tylko miejsce po ekstrakcji bądź amputacji (zastanawiam się, co brzmi lepiej). Miejsce po ekstrakcji zakryto niestosowną, sztuczną w tym środowisku i pretensjonalną posadzką, która podkreśla tylko teatralność (w złym tego słowa znaczeniu) całego założenia. Najbardziej śmieszą mnie trójkątne skwerki otoczone ceglanymi murkami. Fontanny i światełka dopełniają odpustowego charakteru placu.(fragm. z felietonu „Jak ja nie lubię Manufaktury”).

Manufaktura – oczywiście mamy powód do zadowolenia – możemy zrobić kompleksowe zakupy, zjeść, obejrzeć film i skorzystać z innych usług i atrakcji w jednym miejscu. Chodzą słuchy, że jest to jedyny fragment miasta, który bez poczucia wstydu można pokazać gościom z zagranicy. Połączenie nowoczesności z zabytkowością, ale czy w najlepszym wydaniu? Czy nie brakuje nam realizmu w ocenie? I jak cały ten kompleks ma się do reszty miasta?

Manufaktura wręcz – mówiąc dosadniej – pokazuje miastu tyłek i mówi „musisz do mnie dojechać i tu zostać. Nigdzie nie chodź”

Problemem Łodzi jest to, że leży obok Manufaktury – mówi Marek Diehl. Ona nie jest częścią Łodzi, ponieważ w ogóle się z nią nie łączy, zawsze jest tyłem odwrócona. Prawda jest taka, że Łódź oddała Manufakturze wszystko, co ma najlepszego. Najlepsze sklepy, restauracje, teatr, kino, jedno z najstarszych w Europie Muzeum Sztuki, nawet rzeźby, które były w przestrzeni miejskiej są na terenie Manufaktury. Miasto się ich zwyczajnie pozbyło. Właściwie nie ma takich rzeczy, których Manufaktura nie odebrałaby miastu. To, co normalnie zajmowałoby jakiś obszar w centrum, jest tam skoncentrowane. Uważam, że pierwsze, co miasto powinno zrobić, to zabrać Muzeum Sztuki – budynek, który ono zajmuje po prostu się nie nadaje, jest beznadziejny. Powinno zacząć tę Manufakturę jakoś oswajać, bo ona jest nieoswojona. Ona wręcz – mówiąc dosadniej – pokazuje miastu tyłek i mówi „musisz do mnie dojechać i tu zostać. Nigdzie nie chodź”.

Zastosowane w przywołanym wyżej projekcie biura Diehl Architekci rozwiązania, czyli odtworzenie koryta rzeki, most i wprowadzenie przestrzeni ulicznej w odpowiednie miejsca tego fragmentu miasta niewątpliwie pomogłyby Manufakturze stać się częścią Łodzi. Niestety jak widać miasto owszem organizuje konkursy, ale nie wykorzystuje wkładu intelektualnego, jaki włożyli w swoje projekty uczestnicy.

kamienica z nietypowymi zniszczonymi zdobieniami
© Łukasz Domiza
metalowe zdobienia przy tarasie na parterze
© Łukasz Domiza
zniszczony łącznik pomiędzy kamienicami
© Łukasz Domiza

Drugą pracownią, która równorzędnie z Diehl Architekci, zdobyła nagrodę w konkursie „U źródeł Piotrkowskiej”, była pracownia Andrzeja Owczarka – NOW. Aktualnie zajmuje ona przestrzenie fabryki Ramischa w strefie OFF.
Obszar konkursu był bardzo duży. Tu jest tzw. pierwsza lokacja – mówi Andrzej Owczarek wskazując na miejsce między ulicami Wschodnią i Zachodnią, Północną i Południową – z rynkiem, bo pierwotnie miała być to mała osada rękodzielników. Wszystko bardzo szybko się rozwijało i drugą lokacją była osada, która powstała wzdłuż ulicy Piotrkowskiej aż do Białej Fabryki. W Łodzi nie doceniono jednak eksplozji technologicznej, połączenia technologii parowej z wielkim rynkiem, możliwościami eksportu w związku z powiązaniem Łodzi z Rosją…

projekt zagospodarowania Starego Miasta w Łodzi
„U źródeł Piotrkowskiej”, projekt Biura Architektonicznego NOW
projekt Skweru Hilarego w Łodzi
„U źródeł Piotrkowskiej”, projekt Biura Architektonicznego NOW
Projekt Skweru na d Łódką w Łodzi
„U źródeł Piotrkowskiej”, projekt Biura Architektonicznego NOW
Wizualizacja przestrzenna Starego Miasta w Łodzi
„U źródeł Piotrkowskiej”, projekt Biura Architektonicznego NOW

W naszym projekcie ważne było połączenie Manufaktury z Rynkiem i Parkiem Staromiejskim, ulicą Nowomiejską, Placem Wolności i w końcu Piotrkowską. Chodziło o zintegrowanie tych przestrzeni, ponieważ teraz działają oddzielnie. Tu, gdzie jest dziś park, była biedna, bardzo gęsto zabudowana dzielnica, którą zburzyli Niemcy. Chcieliśmy odbudować dawną tożsamość Łodzi, dlatego zaproponowaliśmy, żeby żywopłotami odtworzono podział starych działek. Przywróciliśmy również rzekę Łódkę, ponieważ teraz płynie kanałem. Na terenie Starego Rynku zaznaczyliśmy czwarty narożnik w postaci wolnostojącej bryły, która mogłaby być konstrukcją stałej sceny, a jednocześnie na co dzień pawilonem informacyjnym.

Niebiesko-żółty pomnik kawałka sera
© Łukasz Domiza

W sprawie Starego Rynku…
Problem Starego Rynku polega również na tym, że wszyscy zadają sobie pytanie o to, jak on właściwie ma wyglądać. Jak go zagospodarować, biorąc pod uwagę fakt, że mieszkają wokół niego ludzie, więc zbyt hałaśliwe imprezy będą budziły protesty. Z racji tego, że konkurs był bardzo ogólny, tematyka Starego Rynku nie była kluczowa, ale uważam, że czasami niepotrzebny jest konkretny, szczegółowy program. Natomiast wystarczy oświetlenie, zieleń, po prostu sposób urządzenia, który sprawi, że dana przestrzeń miejska stanie się niezwykle atrakcyjna. Mam nadzieję, że Stary Rynek nie będzie kontynuował tej małej tragedii, która się stała na Placu Dąbrowskiego… Regułą jest, że przy tylu funkcjach wokół takiego placu, robi się pod nim parking. Dopiero wówczas, na powierzchni można tworzyć coś, co jest nową formą użytkowania. Zrobienie tam wielkiej, masywnej fontanny, nad której formą można by oczywiście dyskutować, było fatalnym posunięciem. Nie ma tam możliwości zaparkowania samochodu, w związku z czym chyba zakłada się, że ludzie przyjeżdżają taksówką bądź tramwajem. To samo jest przy filharmonii – gdyby nie miejsce przy budynku telewizji, osobiście nie miałbym, gdzie zaparkować. Myślę, że tu mógłby być rozpisany nowy konkurs, tylko na ten plac…
Swego czasu fantastyczne wrażenie robiło coś, co właściwie mogłoby być permanentną instalacją. W alejce wzdłuż Północnej zrobiono wystawę fotografii, która wieczorem była oświetlona, sprawiając wrażenie otwartej galerii sztuki. Jednym słowem również na ten park powinien być jakiś pomysł, żeby nie był on aformicznym kawałkiem zieleni. Odpowiednio oświetlić ten teren, poprowadzić ścieżki, wodę, zrobić pretekst, by ludzie chętnie tędy spacerowali, wchodzili na plac Starego Rynku i w cały układ Piotrkowskiej.

oświetlona zajezdnia tramwajowa nocą
© Bartosz Stępień

Sam rynek nie jest rozwiązaniem problemu, rewitalizacji powinien podlegać cały ten kwartał

Stare Miasto w Łodzi jest pejzażowe, Rynek jest może najmniej reprezentatywny, bo ma wyraźne cechy architektury socrealistycznej, ale za nim są niesamowite zaułki, resztki żydowskiej dzielnicy, aż do kościoła mamy całą plątaninę uliczek. Sam rynek nie jest rozwiązaniem problemu, rewitalizacji powinien podlegać cały ten kwartał.

Jestem łodzianinem od urodzenia i, szczerze mówiąc, jest mi trochę przykro, że wszystko idzie w taką stronę. Łódź zamienia się po prostu w wielki skansen. Cóż… W mieście nigdy nie będzie dobrze, jeśli Prezydent nie zapomni, że jest członkiem konkretnej partii.

tramwaj linii 4 przejeżdżający mijający park
© Łukasz Domiza
piękny stary kościół w Łodzi
© Łukasz Domiza

Świetna lokalizacja i układ

Swoje zdanie na temat starówki wyraziło mnóstwo osób. Każda z nich widziała w ożywieniu tego miejsca same korzyści.

– Stary Rynek ma ogromny potencjał funkcjonalny i symboliczny – mówi Aleksandra Jach z Muzeum Sztuki w Łodzi. – Trudno zrozumieć dlaczego do tej pory nie zwrócono na niego uwagi i nie potraktowano jako ciekawego dopełnienia ulicy Piotrkowskiej. Stary Rynek jest przestrzenią, przez którą przechodzą grupy ludzi, często turystów zwiedzających Stare Bałuty, czy podążających w stronę Cmentarza Żydowskiego. W jednym z podcieni tego urokliwego miejsca znajduje się Stowarzyszenie Przyjaciół Starego Rynku, które stara się ożywić to miejsce. Bardzo ważny jest fakt, że jest to przestrzeń publiczna, o bardzo przyjaznej skali, położona w sąsiedztwie parku. W Łodzi, takich miejsc jest naprawdę niewiele. Myślę, że rolą władz miasta jest tworzenie przestrzeni otwartych także na mieszkańców, których nie stać na przysłowiową cafe latte. Powinno sprzyjać miejscom, które powstają nie po to tylko, by w nich konsumować, ale są w stanie zaoferować coś innego.

Myślę, że rolą władz miasta jest tworzenie przestrzeni otwartych także na mieszkańców, których nie stać na przysłowiową cafe latte

Stary Rynek w Łodzi ma naprawdę świetną lokalizację, co więcej ma dobre proporcje i układ – przecina go ulica Zgierska, posiada arkady, duży, uniwersalny plac, a otwarcie na Park Staromiejski daje poczucie przestrzeni – mówi Mateusz Adamczyk, z biura architektonicznego BudCud. – Architektonicznie to miejsce przypomina trochę warszawski Mariensztat, chociaż nie tylko architektonicznie – oba miejsca są w zasadzie tak samo tętniące życiem… My proponowaliśmy wprowadzenie prostej, modułowej i mobilnej zabudowy w kształcie litery „U”, która powtarzałaby otaczającą zabudowę placu. Ta mała, wielofunkcyjna architektura mogłaby mieścić w sobie tak naprawdę wszystko, czego chcieliby mieszkańcy.

modernistyczna kamienica z podcieniami obok parku
© Łukasz Domiza

Mieszkańcy – najlepszy ekspert

Temat Starego Rynku i Starego Miasta w ogóle, jest ciągle otwarty. Pozostaje nam czekać na decyzje w ich sprawie. Jednak pewnych rzeczy powinniśmy być świadomi – miasto, w którym żyje się dobrze, musi być tworzone w procesie wielowymiarowym – architektonicznym, urbanistycznym, inwestycyjnym, ale przede wszystkim społecznym. Sukces leży nie tylko w pracy władz miasta, ale przede wszystkim we współpracy tejże z organizacjami pozarządowymi oraz mieszkańcami, którzy w końcu najlepiej wiedzą, czego potrzeba przestrzeni, w której żyją. Od czego zatem zacząć? Oczywiście od podstaw, czyli od solidnego przygotowania. Aby rozwiązać jakiś problem, trzeba najpierw uświadomić sobie jego istnienie, a więc w przypadku łódzkiego Starego Miasta trzeba zacząć zdawać sobie sprawę z tego, że deprecjonujące dla miasta, jego historii i mieszkańców jest zepchnięcie na margines miejsca, w którym wszystko się zaczęło.

Deprecjonujące dla miasta, jego historii i mieszkańców jest zepchnięcie na margines miejsca, w którym wszystko się zaczęło

Nawiązując do słów Mateusza Adamczyka porównującego przestrzeń Starego Rynku do warszawskiego Mariensztatu, warto przypomnieć, że zaczęto tam wdrażać w życie projekt „Na miejscu  działanie”, który zakłada, że mieszkańcy są najlepszym ekspertem.

Oceń ten artykuł

How useful was this post?

Click on a star to rate it!

5 / 5. 1

No votes so far! Be the first to rate this post.

Jolanta Ruszkiewicz autor MAGAZIF.com

Najlepiej czuje się w industrialnych, opuszczonych przestrzeniach, dlatego z sentymentem odwiedza pełną tajemnic i magii Łódź. Genius loci nie jest dla niej pustą frazą. Kiedy go znajduje, jest na totalnym haju. Rozrywki dostarcza jej Woody Allen, ale na drinka wolałaby wybrać się z Larsem von Tierem. Od dawna marzy o nocnej wyprawie śladami bohaterów „Mistrza i Małgorzaty”. Tę książkę zna już niemal na pamięć. Z zamiłowania pisze o architekturze, designie i sztuce, a na co dzień przemyca tę wiedzę na lekcjach języka polskiego. Zastanawiacie się jak to możliwe? Zapytajcie, chętnie Wam odpowie.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama