W tym kultowym filmie ekscentryczny apartament jest gwiazdą na równi ze słynnym muzykiem.
Gdy w 1970 roku Performance wchodził na ekrany kin, recenzent magazynu „Life” określił go jako „najbardziej obrzydliwy film, jaki widział”. Blisko pół wieku później debiut reżyserski Nicolasa Roega wciąż może wywoływać uczucie lekkiego niepokoju, ale ani Mick Jagger i Anita Pallenberg grający główne role, ani szalone wnętrza w stylu boho nie wydają się obrzydliwe, a wręcz przeciwnie ‒ budzą pożądanie.
Swinging London
Performance ‒ współreżyserowany z Davidem Cammellem ‒ stanowi pokłosie związków Roega ze środowiskiem swingującego Londynu drugiej połowy lat 60. Częściowo achronologiczna i rwana fabuła śledzi losy brutalnego gangstera Chasa, który popada w niełaskę u swoich mocodawców i musi się ukryć. Przypadkowo znajduje schronienie w willi ekscentrycznego byłego gwiazdora rocka Turnera, który wraz z dwiema kochankami oddaje się twórczym i psychodelicznym eksperymentom.
Dwa światy
Chas wynajmuje w tym domu pokój w piwnicy, która jest dlań trochę jak królicza nora w Alicji w krainie czarów ‒ na końcu długich schodów znajduje się zupełnie inny świat niż na zewnątrz. W willi Turnera wszystko jest spektaklem, a pomieszczenia stają się jego sceną. Lekko zrujnowany, ale noszący ślady dawnego splendoru budynek jest z nonszalancją wypełniony mnóstwem dziwacznych artefaktów z różnych epok. Tu nie obowiązują sztywne zasady. Nowe swobodnie miesza się ze starym, a kiczowate ‒ ze stylowym. Wypłowiały koń na biegunach stoi obok rzeźbionego łoża, a na ścianie wisi współczesny plakat muzyczny. Orientalne tkaniny i dywany, wypchane zwierzęta, parawany i lampy Tiffany’ego zestawione ze sobą mimochodem dopowiadają historię z życia bohemy.
Zanurzenie w bezczasie
Czerwień ścian, naręcza wiszących wszędzie teatralnych strojów, stosy poduszek i wielokątna wanna tworzą buduarowy klimat, który podkreśla przejście z rzeczywistości, gdzie rządzi reguła przemocy, do świata miłości i zabawy. Przez całą dobę panuje tu półmrok i płoną świece. Trudno odróżnić dzień od nocy. Ta oniryczna sceneria współgra z niejasnym charakterem wszystkiego, co wydarza się w willi, płynnością osobowości jej mieszkańców i ich relacji.
Wędrujących z pomieszczenia do pomieszczenia bohaterów nieustannie odbijają wszechobecne w budynku lustra (jest nawet pokój z lustrzanym sufitem). Chas zagląda w imponujące XIX-wieczne zwierciadła w ozdobnych ramach, obserwując postępujący rozpad tego, co uważał za swoją osobowość. Widz razem z nim raz po raz traci orientację, kto jest kim i gdzie się znajduje.
Roeg potrafi znaleźć trudny balans między dużą dozą umowności a wręcz bolesnym realizmem.
Podobnie jest z filmowymi wnętrzami. Są surowe, nieco zabałaganione, chaotyczne, a dzięki temu żywe. Choć nie rekomendujemy zbyt dosłownego inspirowania się stylem życia bohaterów filmu, to zdecydowanie warto pożyczyć od nich trochę dezynwoltury i odwagi przy urządzaniu mieszkania.
Oprac. na podst.:
Źródło cytatu: Richard Schickel A completely worthless film, “Life” 1970, wol. 69 nr 14