Odbijając światło, decyduje co wydobyć z mroku, a co ukryć. Rozmywa kontury rzeczywistości i zaciera granice między jawą a snem, kryjąc przed wzrokiem niewtajemniczonych mniejsze i większe grzechy nocnego życia.
Choć pierwsze skojarzenie, jakie wywołuje kula dyskotekowa, to era disco i klimaty rodem ze Studio 54, jej początki sięgają o wiele wcześniej niż wskazywałaby na to obecna nazwa. Jest niemalże rówieśniczką współczesnego nocnego życia i świadkowała narodzinom jazzowych potańcówek, czego dowodem jest jej obecność w filmie Berlin. Symfonia wielkiego miasta dokumentującym jeden dzień z życia metropolii w 1927. Okres międzywojnia to eksplozja pomysłów na ekscentryczne nocne harce jak tańce wokół bokserskiego ringu, nie dziwi więc, że pomysł zabawy w powodzi migoczących świateł zrodził się właśnie wtedy.
Swój wielki comeback zaliczyła w latach 70. i 80. wraz z modą na klubowe imprezy, gdy największe egzemplarze obracające się nad parkietami miały nawet ponad metr średnicy. To wówczas ten ostentacyjnie kiczowaty przedmiot, uwodzący tanim blichtrem urósł do rangi uniwersalnego symbolu dobrej zabawy i trafił do języka popkultury. A stamtąd wiodła prosta droga na scenę. Podczas swoich koncertów na gry z tą lustrzaną pięknością pozwalały sobie takie matki chrzestne dobrego imprezowania jak Madonna i Grace Jones, ale także muzycy nie kojarzący się z brokatem i błyskiem – U2 czy Pink Floyd.
Oprac. na podst.:
revolvy.com
thump.vice.com