O wnętrzach i sztuce. O estetyce i funkcji. Oto kolejny tekst z serii rozmów prowadzonych przez Mata Kubaja, z którego dowiecie się więcej o Piotrze Łucyanie.
Kiedy zacząłeś kolekcjonować sztukę i design?
Zaczęło się od fotografowania aparatem vintage marki Zenit. Mama pokazała mi, jak się nim posługiwać i od najmłodszych lat robiłem artystyczne czarno-białe zdjęcia. To było moje pierwsze zetknięcie ze sztuką, choć oczywiście wtedy nie traktowałem tego w ten sposób – to była dla mnie rzecz naturalna, lubiłem to i chciałem to robić, a niezauważenie kształtowała się moja wrażliwość. Ze świadomym kolekcjonowaniem sztuki zetknąłem się na studiach. Mam na myśli pierwszy fakultet, prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Znalazłem się wtedy w gronie osób, dla których sztuka była czymś oczywistym. I to zrodziło we mnie potrzebę nie tyle posiadania jej, co otaczania się pięknem. Na tyle, na ile wtedy mogłem sobie na to pozwolić, wyszukiwałem na aukcjach oryginalne rysunki i obrazy. Tak zaczęła się moja przygoda z kolekcjonowaniem, która trwa do dzisiaj.
Na co zwracasz szczególną uwagę przy wyborze dzieła sztuki? Kierujesz się raczej emocjami czy znajomością rynku?
Zawsze, od samego początku do teraz, kieruję się emocjami. Jeśli przy okazji dzieło sztuki dobrze rokuje pod względem finansowym albo stoi za nim uznany twórca, to rzecz jasna świetnie. Wychodzę jednak z założenia, że na tym poziomie kolekcjonerstwa, na jakim się znajduję, sfera emocji, jakie we mnie budzi dany obiekt, jest najważniejsza. Nie kupuję sztuki inwestycyjnie, sztuka musi do mnie przemawiać.
Dlaczego zacząłeś zajmować się projektowaniem wnętrz? Czy to też wychodziło z Twojego poczucia estetyki i chęci kreowania?
Jeszcze przed uzyskaniem dyplomu z prawa, w końcu IV roku, zatrudniłem się w dziale art buyingu jednej z agencji reklamowych. Później założyłem własną firmę, pracowałem przez ponad dekadę z ilustratorami, rysownikami i fotografami. Z biegiem czasu poczułem, że potrzeba mi jeszcze czego innego. Jako trzydziestolatek zacząłem studia z historii sztuki na UW. Punktem zwrotnym stała się nowa praca w dziale art buyingu jednej z międzynarodowych firm zajmujących się wprowadzaniem sztuki do wnętrz. Zajmowałem się selekcjonowaniem artystów, przekonywałem ich do współpracy, ale też wybierałem dzieła sztuki do domów prywatnych i do obiektów użyteczności publicznej. Sposób, w jaki dobierałem konkretne prace do określonych przestrzeni, aby sztuka dopełniała wnętrza i tworzyła z nim spójną narrację, budził bardzo pozytywne reakcje szefostwa. Wtedy właśnie przyszła mi do głowy myśl, żeby iść w kierunku projektowania wnętrz, bo ono łączy wszystkie moje dotychczasowe pasje. Zacząłem kolejny etap edukacji, od nauki niezbędnych programów komputerowych po studia podyplomowe na wydziale architektury wnętrz Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Kierowała mną wewnętrzna potrzeba. Uważam, że ten zawód wymaga podparcia i odpowiedniej wiedzy.
Co myślisz o umieszczaniu ikon designu i sztuki w projektach wnętrz? Co szczególnego według Ciebie wnoszą i czym kierujesz się przy ich wyborze?
Sztukę do wnętrz wprowadzam już na wczesnym etapie prac, tworząc układ funkcjonalny wnętrza. Nie we wszystkich przypadkach inwestor jest gotowy na zakup takiego obiektu, ale ja zawsze przewiduję na to odpowiednie miejsce w projekcie. Niektórzy klienci przeciwnie: nie wyobrażają sobie domu bez sztuki. Z jednymi wspólnie odwiedzam galerie, inni obdarzają mnie dużym zaufaniem i proszą, bym wyszukiwał dla nich odpowiednie prace na aukcjach. Często też u wybranych artystów zamawiamy dzieła przewidziane do konkretnych wnętrz. Wtedy przestrzeń i sztuka tworzą stuprocentową syntezę. Tak czy inaczej, sztuka jest zawsze obecna w moim umyśle, zawsze jest też w moich projektach, i choć nie zawsze pojawia się w realizacjach, na ogół mam szczęście trafiać na inwestorów, którzy w znaczącej części również podzielają ten entuzjazm. Za to jestem bardzo wdzięczny losowi.
Co do ikon designu z kolei, często są to bardzo wyraziste obiekty, jak choćby prace mojego ulubionego projektanta Marcela Breuera. Trzeba uważać, bo we wnętrzach można łatwo przesadzić, a przecież nie chodzi o to, by mieszkanie wyglądało jak showroom albo przestrzeń wystawowa. Jak zawsze w projektowaniu, należy szukać odpowiednich proporcji i myśleć o całości kompozycji. Z drugiej strony ikony designu bywają drogie. Jednak dzięki np. sklepom vintage nawet najznakomitsze prace stają się czymś osiągalnym, dostępnym. Niemalże każdy dzięki nim może obcować z dobrym designem. Zachęcam swoich klientów do zakupu mebli vintage. To ma właściwie same plusy. W niekiedy doskonałej cenie można nabyć przedmiot z historią. Czasem pojawia się tu także wątek dobrych rokowań inwestycyjnych. Warto również zwrócić uwagę na aspekt ekologiczny. Mnóstwo wspaniałych przedmiotów już istnieje, jest w zasięgu ręki i wymaga tylko drobnej renowacji, aby odzyskało blask. W ten sposób nawet sięgając po luksus możemy ograniczyć swój wpływ na środowisko. Przykładem są krzesła w moim salonie. Wystarczyło wypolerować chromowaną konstrukcję i wymienić tapicerkę, aby uzyskać meble, które wyglądają niemalże jak nowe, choć mają długą historię. Na dobry design można dziś łatwo trafić na aukcjach i w wyspecjalizowanych sklepach internetowych. Zachęcam do polowania na perełki vintage, a także do customizacji – nadawania im nowego, osobistego looku.
We wnętrzu stawiasz bardziej na sztukę, czy na design?
Myślę, że to się zazębia. Design często należy rozpatrywać w kategoriach sztuki. Jest przecież obecny w muzeach. Tak samo kolekcjonujemy jedno i drugie. Z kolei sztuka stanowi nieodzowny element wnętrz, czyli designu. Wzornictwo kolekcjonujemy tak samo jak sztukę. Nie da się tego rozdzielić. Mam w zbiorach szklane puchary Zbigniewa Horbowego. Czy to jeszcze design, wzornictwo przemysłowe, czy już jednak sztuka? Światło, które przenika przez szkło, rzuca wspaniałe barwne refleksy na obraz Paula Bika. To jest sztuka!
Jaką swoją realizację wnętrzarska wspominasz najlepiej?
Najmilej wspominam współpracę z człowiekiem, który w ciągu całych lat wspólnych działań stał się moim najbardziej zaangażowanym inwestorem, a zarazem przyjacielem. Ma na imię Rafał. Poznałem go na gruncie prywatnym, z biegiem czasu ze znajomych staliśmy się przyjaciółmi. A potem zaczęliśmy razem pracować. Zrealizowaliśmy wspólnie kilka projektów, od jego domów i apartamentów po wnętrza prowadzonej przez niego firmy. Właśnie jestem w trakcie projektowania przestrzeni recepcyjnych i biurowych w należącej do niego fabryce. Wcześniej miałem też prawdziwą przyjemność zaprojektować jego rezydencję pod Warszawą. Rafał jest osobą dla mnie wyjątkową, bo to on pierwszy zaufał mi jako projektantowi. Dla niego stworzyłem swój pierwszy projekt wnętrza, który po realizacji był prezentowany w wielu magazynach. I nadal co jakiś czas powraca. Jestem dumny z tego, że na samym początku tego etapu pracy zawodowej udało mi się stworzyć coś, co wciąż ma aktualny wydźwięk. Niezmiennie szukam zresztą walorów ponadczasowych. Jak tylko mogę, omijam przelotne mody, a skupiam się przede wszystkim na potrzebach klientów. Wiem, że dobry projektant to i artysta, i rzemieślnik. Staram się tworzyć przestrzenie, które mają walory artystyczne, a zarazem dobrze służą swoim użytkownikom.
Obserwując rynek sztuki z pozycji kolekcjonerskiej dostrzegasz jakieś prądy, tendencje? I jak postrzegasz budowanie dobrej kolekcji?
Widzę przede wszystkim to, że sztuka drożeje. Dobrą dekadę temu stała się w jakimś sensie ucieczką inwestycyjną przed inflacją. Teraz jest najwidoczniej jeszcze lepszą ucieczką, skoro widzimy, jak drożały i drożeją największe nazwiska. Nie tak dawno wydawało się, że Fangor osiągnął maksymalne wyceny, a chwilę później jego obrazy biły wcześniejsze rekordy dwu- i trzykrotnie. Ale rośnie też coś ważniejszego od cen. Mam na myśli świadomość, że jeśli ma się wydać nawet jakąś drobniejszą kwotę na obraz na ścianę salonu, warto sięgnąć po coś wyjątkowego. Coś subiektywnie ważnego dla osoby, która codziennie będzie na tę pracę patrzyła. Dobrą robotę wykonują tu organizatorzy targów sztuki, jak np. Artshow, bo oswajają ludzi z twórczością różnorodną, ale na ogół przystępną cenowo. Budują przekonanie, że zamiast po reprodukcję z marketu lepiej za niewiele większe pieniądze kupić np. pracę młodego artysty, aby mieć na ścianie coś unikatowego. Z dzisiejszej perspektywy aż trudno uwierzyć, że zaledwie kilkanaście lat temu otaczanie się sztuką dotyczyło jakiegoś drobnego promila społeczeństwa. Cieszę się, że aż tak się to zmieniło i nawet osoby bez wielkiego budżetu mają tę myśl i odwagę, żeby sięgnąć po obraz czy rzeźbę.
A dobra kolekcja sztuki to według mnie taka, z którą łączą nas emocje. Oczywiście na późniejszym etapie rozwijania zbiorów kolekcjoner buduje coraz większy zasób wiedzy, w oparciu o który działa. Nie oznacza to jednak chłodnej kalkulacji, ale bardziej świadome wybory z nieodzownym aspektem emocjonalnym.
Czy wyobrażasz sobie teraz swój dom bez sztuki?
Odpowiedź jest bardzo prosta – nie. Obrazy wiszą w całym moim domu, w łazience, nad schodami, a nawet w garderobie. Choć mój dom szerokimi przeszkleniami otwiera się na ogród, który sam w sobie jest żywym obrazem, to w każdym oknie i tak stoi postument z rzeźbą. Nie wyobrażam sobie inaczej (śmiech).
A propos, czy umiałbyś wybrać: rzeźba lub obraz?
Dobry obraz zachwyca mnie tak samo jak rzeźba. Zarazem mam poczucie, że obraz to zjawisko dużo bardziej dostępne, powszechne. I trochę łatwiejsze do wprowadzenia do wnętrza. Obraz co do zasady jest zakończeniem kadru, z kolei rzeźba, jako obiekt przestrzenny, potrzebuje oddechu. Od wielu lat szukam rzeźb, które mi się podobają, a jednocześnie są osiągalne. Trudno o to, dużo łatwiej znaleźć dobry obraz w przystępnej cenie. Mamy zresztą więcej artystów malarzy niż rzeźbiarzy. A rzeźba budzi we mnie wyjątkową fascynację; zwłaszcza rzeźba monumentalna. Często wracam do Królikarni, ostatnio oglądałem tam rzeźby Xawerego Dunikowskiego niedostępne szerokiej publiczności. Byłem zachwycony, każdą z nich chciałbym zabrać ze sobą do domu (śmiech).
Fotografia jest często pomijana przez kolekcjonerów sztuki i w porównaniu do wcześniej wspomnianych rzeźb czy obrazów mało docenia.
Tak rzeczywiście jest, i łatwo się domyślić przyczyn. Fotografia wiąże się z pewną powtarzalnością, choć odbitki prac uznanych artystów są limitowane. Jeszcze bardziej ograniczony zasób stanowią fotografie wykonane historycznymi technikami. Gdy ta dziedzina sztuki dopiero się rodziła, część artystów obawiała się rychłego upadku malarstwa. Tak się jednak nie stało. Malarstwo przestało służyć do dokumentowania postaci czy widoków, zaczęło odważnie sięgać ponad, poza krąg realizmu. Rozwijał się impresjonizm, potem kubizm, dalej abstrakcja, action painting. I w tych nowych nurtach powstawały dzieła wybitne. Ich mocnym walorem bez wątpienia jest bezpośredni ślad działania ludzkiej ręki.
Wróćmy do wnętrz. Czym Twoim zdaniem jest wnętrze dobrze zaprojektowane?
Powinno odpowiadać swojej funkcji, ale rozumianej szeroko. Od wygodnego środowiska pracy lub wypoczynku po efekt wow, jakieś niestandardowe rozwiązanie. Wiele lat temu projektowałem rezydencję w Michałowicach pod Warszawą, gdzie jedną ze ścian pokryliśmy 23,5-karatowym florenckim złotem płatkowym. Na tym tle na życzenie inwestorów pojawił się motyw kwitnącej wiśni. Funkcja tego rozwiązania była jasna – ściana udekorowana rękami artystów miała robić wrażenie na gościach. To według mnie znamienny przykład. Dobrze zaprojektowane wnętrze po prostu spełnia oczekiwania inwestorów. A to sfera bardzo subiektywna. Nie każdy musi lubić złoto, nie każdego też na nie stać, a niektórych wręcz onieśmiela myśl o tym, jakiego rodzaju funkcja została tu spełniona. Niezależnie od tego jako projektant zawsze staram się stworzyć w każdym domu czy mieszkaniu punkt absolutnie wyjątkowy, zachwycający estetycznie dla samego zachwytu. Potrzeba piękna to przecież jedna z naturalnych potrzeb człowieka.
Jak sferę estetyczną harmonizujesz z funkcjonalnością?
Pracę nad projektem wnętrza zawsze zaczynam od układu funkcjonalnego. W kilku projektach wychodziłem wprawdzie od jakiegoś istotnego w ich kontekście przedmiotu, jednak i tam szkieletem całej aranżacji jest układ funkcji oraz ergonomiczne rozmieszczenie mebli. W domu mamy przecież mieszkać. Świetnie jest pozwolić sobie na jakąś ekstrawagancję, ale nie postawiłbym postumentu z rzeźbą w wąskim ciągu komunikacyjnym, bo to mogłoby być nawet niebezpieczne. Nigdy też nie zanurzę głównej łazienki w czerni, ze względów użytkowych – choćby w aspekcie oświetlenia. Najbardziej lubię, gdy w projekcie bardzo praktyczna funkcja łączy się z ekstrawagancją wizualną.
Co myślisz o trendach w projektowaniu? Czy widzisz jakąś znaczącą zmianę w polskim podejściu do wnętrz?
Jeszcze nie tak dawno „wszyscy chcieli to samo”. Teraz i oczekiwania są bardziej zróżnicowane, i wybór znacznie większy. W modzie jest naraz kilka trendów. Kto chce być na czasie, nie musi decydować się na jeden konkretny sposób urządzenia domu. Wszyscy zyskaliśmy szersze możliwości. To jeden z przejawów rzeczywistości autentycznie zglobalizowanej, bez granic. Wśród wielu innych tendencji o dużym znaczeniu szczególne znaczenie ma zwrot ku rzeczom starym – vintage. Niekiedy są to tylko punktowe odniesienia, jednak widzimy ten nurt także w bardziej zdecydowanych realizacjach, od bardzo spójnych stylistycznie po zupełnie eklektyczne. Jeszcze nie tak dawno temu eklektyzm polegał często na tym, że w nowoczesnym wnętrzu stawiało się jedną stylizowaną komodę. Teraz wybieramy z dużo bogatszej palety. Nie od dziś wiemy, że w modzie wszystko wraca – i wraca dziś wyjątkowo szybko, a zglobalizowany świat pozwala nam łatwo kupować i w kraju, i za granicą. Dlatego wybór jest naprawdę ogromny. Możemy zdecydować się więc na współczesną sofę w stylu lat 70. albo na autentyczny fotel z PRL-u, skandynawskie meble vintage, coś z lat 80. czy 90., a nawet na pochodzące z początku lat 2000. „chromy”, które zdradzają duże związki z dziedzictwem Bauhausu. Zarazem mamy coraz większa swobodę operowania formą, kolorem, okresem, stylem. W aranżacji wnętrz istnieje przyzwolenie na twórcze łączenie wszystkiego ze wszystkim, tak jak podpowiada indywidualna wrażliwość.
Jakie miejsce na Ziemi inspiruje Cię najbardziej?
Każde miejsce, które odwiedzam w trakcie podróży, ma w sobie coś ciekawego i inspirującego. Galerię sztuki lub designu, muzeum, wyjątkowe zabytki albo warte uwagi nowe budynki. Wczoraj wróciłem z Barcelony, gdzie udało mi się zobaczyć Pałac Muzyki, niezwykle inspirujący. Kilka miesięcy temu byłem w Madrycie i nie obeszło się bez zwiedzania Muzeum Prado. Sztuka zawsze jest obecna w moich podróżach. Ale inspiruje mnie również ulica, architektura, atmosfera i oczywiście kulinaria (śmiech).
Jak wygląda Twoja praca na co dzień? Czy masz stały plan działania, zwyczaje, rytuały?
Mam nieregularny tryb pracy, nie planuję jej zbyt szczegółowo, ale oczywiście kontroluję projekty i ich przebieg. Rozpoczynając prace nad nowym projektem, staram się jak najlepiej poznać potrzeby inwestorów, ich przyzwyczajenia, rodzinę. Staram się bardzo szybko rozplanować układ funkcjonalny, a później długo tworzę warstwę wizualną. Szukam pomysłów i inspiracji. Czasami etap analizowania i układania wszystkiego w głowie trwa bardzo długo. Aż przychodzi ten magiczny moment, gdy pomysły przelewam na skonkretyzowany projekt wnętrza. Wtedy temat przejmuje mój team, który wspiera mnie w technicznym opracowaniu projektu. Własną pracownię mam w domu, ale ze współpracownikami łączę się zwykle zdalnie. Oczywiście sporo jest pracy w terenie, od wizyt w wykańczanym czy remontowanym mieszkaniu po wyprawy do zaprzyjaźnionych showroomów i galerii. Wszystko to układa się płynnie. Nie narzucam sobie konkretnego rygoru godzinowego, jednak zawsze jestem pod telefonem i mailem. Niemniej staram się również dbać o higienę pracy.
Michał Anioł czy Picasso?
Zadałeś mi bardzo trudne pytanie. Ze względu moje zamiłowania historyczne, odpowiadam: Michał Anioł. Ale Picasso, często kojarzony z obrazami dla niektórych kontrowersyjnymi w formie, też miał znakomitą technikę rysunkową i malarską, już jego młodzieńczy warsztat nie ustępował umiejętnościom Michała Anioła. Później zdecydował się jednak pójść w inną stronę, co nie dla wszystkich musi być zrozumiałe. W każdym razie u mnie wygrywa słabość do sztuki dawnej, dlatego wybieram Michała Anioła.
A czy jesteś w stanie wskazać artystę, który Twoim zdaniem dobrze rokuje na rynku sztuki?
Rynek obfituje w znakomicie rokujących artystów i nie sposób ich wszystkich wymienić. Szczególną sympatią darzę jednak twórczość wspomnianego już Paula Bika. Warto zwrócić na nią uwagę, kariera tego artysty nabiera tempa. Mieszka obecnie w Mediolanie, a jego dzieła goszczą we wnętrzach światowych projektantów, takich jak np. Vincenzo De Cotiis czy Félix Millory. U Bika widać też ciągły rozwój, sam mam w kolekcji jedną z jego wczesnych prac.
Jaką dałbyś radę początkującym kolekcjonerom? Na co powinni zwrócić uwagę, kupując swoje pierwsze dzieło sztuki?
Zasugerowałbym przede wszystkim zapoznanie się z podstawowymi technikami. Muszą wiedzieć, co to jest rysunek, grafika, malarstwo na papierze, gwasz, akwarela, malarstwo olejne czy akrylowe itd. Zacząć można od dobrej grafiki, bo jest to medium najbardziej dostępne. Jeżeli kolekcja ma z biegiem czasu zyskiwać na wartości, warto jedynie zwrócić uwagę, czy dana praca należy do wyraźnie limitowanej serii. Jeśli natomiast zbiór prac ma służyć tylko sferze estetycznej – nie ma to znaczenia. Niezależnie od tego polecam przyglądać się młodej sztuce, chodzić na wernisaże, rozmawiać z artystami, budować relacje. Czasem historia, jaka stoi za danym dziełem, może bardzo mocno wzbogacić odbiór samej pracy i pomóc zbudować z nią relację znacznie głębszą niż czysto estetyczna.
Co myślisz o sztuce performance, czymś mniej oczywistym i z zasady nienamacalnym? Czy to też może być obiekt w kolekcji?
Kiedyś usłyszałem taką opowieść. Artysta z Londynu stworzył dzieło, które wyglądało jak bryła węgla, a w rzeczywistości było prostopadłościanem ze sprasowanego popiołu. Ten popiół powstał ze spopielenia całej kolekcji ubrań od Prady, które twórca wykupił za jakąś zawrotną kwotę. Sama fizyczna forma bez tego performance’u w tle, bez tej historii i krytyki konsumpcjonizmu, nie zaistniałaby. Yoko Ono sprzedała kiedyś pomysł na performance – sam pomysł na dzieło sztuki – co dowodzi, że sztukę niematerialną też da się kolekcjonować, choć bez wątpienia jest to wyjątkowo trudne. Sekret chyba polega na tym, by łączyć performance z twórczością w jakikolwiek sposób namacalną.
Z którym dziełem sztuki z Twojej kolekcji nie byłbyś w stanie się rozstać?
Wszystko zależy od sytuacji. Gdyby ktoś z mojej rodziny czy najbliższego otoczenia zachorował i potrzebował mojej pomocy, a ja nie miałbym funduszy, nie zastanawiałbym się ani sekundy. Ludzie są najważniejsi. Lubię ładne przedmioty i cenię otaczanie się sztuką, bo wiele mi to daje, ale inne sprawy mają jeszcze większą wartość.
Czego można Ci życzyć?
I mi, i nie tylko mi, parafrazując stary żart można życzyć: obyś żył w nudnych, nieciekawych czasach. Żeby naszym naczelnym zmartwieniem było to, jakie dzieło sztuki najlepiej dopełni i przestrzeń mieszkania, i wnętrze właściciela.
Fot.: Mat Kubaj