Workplace Solutions lubi przełamywać stereotypy. Przekraczać granice. Przy jednej z ostatnich realizacji udowadnia, że przestrzenie pracy można projektować inaczej. Z zupełnie innego punktu widzenia, a jednak uzyskując oczekiwany efekt – komfortowego i wizualnie estetycznego miejsca.
Dominika Zielińska, Małgorzata Romanowicz, Daniel Dziczek stanowią część zespołu zaangażowanego w projekt Less Waste Office, zrealizowanego dla stałego klienta pracowni, jakim jest Nordea. Spotykamy się w jasnej, prosto i wygodnie urządzonej sali konferencyjnej w siedzibie Workplace, z pięknym widokiem na Stare Miasto, by szerzej porozmawiać o tej przełomowej – jak się zdaje – realizacji.
Biuro zero-waste?
Skąd przyszedł pomysł na ten projekt?
Dominika: Myśleliśmy o nim już od dawna. Dwa lata temu zetknęliśmy się z tematem zero waste, czy bardziej przyziemnie – less waste na Stockholm Furniture Fair i od tamtej pory zaczęliśmy śledzić rozwój tego trendu. Następnie trafiliśmy na świadomą markę odzieżową NAGO, w pełni korzystającą ze zrównoważonych, certyfikowanych materiałów i realizującą w ten sposób swój manifest ekologiczny. Chcieli, żebyśmy zaprojektowali im równie odpowiedzialną przestrzeń.
Małgorzata: Od tego czasu prowadziliśmy research. Szukaliśmy producentów, projektantów, startupów i metod na to, by biuro wyposażyć, jednak nie w meble i materiały, które trzeba specjalnie wyprodukować i przewieźć z daleka. Czekaliśmy na odpowiedni moment i na – co tu ukrywać – klienta, który będzie gotowy zaufać nam i zaryzykować. Bo oczywiście projekt mógł się klientowi wydawać ryzykowny. My w niego wierzyliśmy od początku, choć nie mieliśmy pewności, jaki rzeczywisty procent osiągniemy.
Jaki procent, czego?
Dominika: Postanowiliśmy zaprojektować przestrzeń pracy, która w możliwie minimalnym stopniu będzie się wiązała z obciążeniem dla ekosystemu. Poprzez wykorzystanie materiałów, które można później poddać recyklingowi, kupowaniu przedmiotów z drugiej ręki, lub tych, które już zostały wyprodukowane, ale zalegają w magazynach. Biorąc też pod uwagę pochodzenie produktów i to, by możliwie jak najwięcej wyposażenia pochodziło z Polski lub od producentów, którzy gwarantują, że ich produkty powstają w procesach zamkniętych i są odpowiednio certyfikowane.
Postanowiliśmy pozostawić możliwie jak najwięcej materiałów i wyposażenia
Daniel: Ale to myślenie miało również objąć pozyskaną od poprzedniego najemcy przestrzeń. Bo zwykle jest tak – i jest to najłatwiejsza droga – że ekipa nowego najemcy „wjeżdża z koparką”, wszystko usuwa i „kładzie” na nowo. My postanowiliśmy pozostawić możliwie jak najwięcej materiałów i wyposażenia. Z pomocą dewelopera i generalnego wykonawcy wymontowaliśmy wentylację i po renowacji zamontowaliśmy z powrotem, dopasowując ją do nowego planu przestrzennego – w 80% to jest ta odzyskana wentylacja. Instalacji elektrycznej odzyskaliśmy około 40%. Sufity również: pochodzą z odzysku, z innych budów, które ich nie wykorzystały, bądź z ekologicznych materiałów, gotowych do ponownego przetworzenia. Do malowania ścian użyto farb ekologicznych. Na podłogach z kolei położona została wykładzina bez szkodliwego podkładu bitumicznego, który uniemożliwia jej ponowny, pełny recykling. Jeszcze nie ma takiej technologii, która jest w stanie oddzielić włókna wykładziny od bitumu, a niestety większość stosowanych w Polsce i Europie wykładzin posiada ten podkład.
Meble z odzysku i ekologiczne biuro
Czy to wszystko nie wiązało się z koniecznością założenia dłuższego czasu realizacji?
Dominika: Dobrze, że o to pytasz, bo m.in. czas realizacji był dla nas wyzwaniem. Gdybyśmy mieli go więcej, wówczas mielibyśmy szanse przekroczyć wspomniane 80%. Założenia jednak mieliśmy standardowe. Zarówno jeśli chodzi o koszt realizacji, jak i czas.
Małgorzata: Przykładem mogą być przeszklenia, które zastaliśmy tam po poprzednim najemcy. Szkło przecież się nie starzeje. Można je było zinwentaryzować, obmierzyć, zdemontować i dopasować do nowej przestrzeni, albo lepiej – bo tak często przy tym projekcie robiliśmy – przestrzeń dopasować do wymiarów przeszkleń. Musieliśmy jednak z tego zrezygnować z powodu ograniczenia czasowego. W tym łańcuchu odpowiedzialnego projektowania brakuje jeszcze paru osób, firm, czy rozwiązań pośrodku. Kogoś, kto na przykład właśnie te przeszklenia odzyska na potrzeby naszej realizacji. Natomiast jest już wiele firm, które pośredniczą w innych usługach.
Na przykład?
Dominika: Tu już wchodzimy w sferę umeblowania i firmę specjalizującą się w wyszukiwaniu i dostarczaniu rozwiązań zrównoważonych, ekologicznych i tych wokół idei „zero waste design”. Wygrała ona przetarg na wyposażenie biura w meble i wykładziny z drugiej ręki, czy „eko”, których przykłady opisaliśmy w briefie.
To meble używane?
Daniel: Między innymi. Wyglądało to w ten sposób, że szukaliśmy w serwisach ogłoszeniowych i na wyprzedażach używanych foteli, krzeseł, kanap, ale też lamp i ramek na ścianę, a one potem były przez wymienioną firmę i współpracujące z nią warsztaty rzemieślnicze odnawiane, tapicerowane, malowane czy lakierowane.
Klient się na to zgodził?
Dominika: Faktycznie w pierwszej chwili trudno w to może uwierzyć, ale tylko dlatego, że mamy w sobie taki silny stereotyp, że wszystko to, co używane – z definicji jest gorsze. Natomiast założenie było takie, że kolejne piętro dla pracowników Nordea nie może odbiegać komfortem i wrażeniem wizualnym od pozostałych. Nam pozostawiono wolną rękę, jak to zrobimy. Patrząc na zdjęcia, trudno uwierzyć, że korzystaliśmy z mebli używanych lub materiałów z magazynów, prawda? Ale oczywiście bez zaufania i zrozumienia z obu stron, nic by nie wyszło.
No dobrze, a w tym przypadku czas na to pozwolił?
Dominika: Na tym akurat etapie nie było problemów czasowych, bo przecież zamawiając nowe meble i tak czekamy na nie kilka tygodni. My ten sam czas wykorzystaliśmy na przeszukiwanie serwisów ogłoszeniowych, zakup, a potem renowację.
Małgorzata: A ponieważ koncepcja miała nawiązywać do tzw. klimatu „warm nordic” – skandynawskiego domu, w którym to różnorodność materiałów podkreśla przytulną atmosferę – wszystko to dobrze się wpasowało. Meble różnią się designem, ale „patchworkowa” koncepcja łączy się spójnie poprzez zastosowane kolory. Biel, granat, niebieski, łososiowy, to kolory z brand booka Nordea.
A pozostałe wyposażenie meblowe?
Daniel: Oprócz stanowisk pracy, które w każdym dziale i na każdym piętrze są wyraźnie określone i równe w standardzie dla wszystkich pracowników, cała reszta jest również z materiałów odzyskanych i możliwych do ponownego użycia.
Małgorzata: Kiedy przeszukiwaliśmy branżę, natrafiliśmy na startup z Londynu – Smile Plastics, który produkuje blaty z „przemielonego” i sprasowanego plastiku. To niezwykle ciekawy wizualnie materiał. Przyglądając się mu, można zobaczyć, z czego jest dokładnie zrobiony – butelek po napojach czy opakowań po kosmetykach.
Daniel: Z tego materiału są zrobione blaty stołów konferencyjnych, tych w pomieszczeniach socjalnych i w sumie wszędzie oprócz strefy ze stanowiskami pracy. I co ważne – stelaże stołów też są z odzysku.
Małgorzata: Dalej – krzesła w salach konferencyjnych pochodzą od marki, której produkty mają jeden z najniższych w branży śladów węglowych, a niektóre modele – tak jak ten wykorzystany przez nas – są w 95% wykonane z plastiku z recyklingu.
By dobrze się czuć: akustyka i rośliny w biurze
Jak rozwiązaliście temat akustyki?
Małgorzata: Tutaj po raz kolejny przekonaliśmy się, że research oraz nastawienie „chcieć to móc” czyni cuda. Po pierwsze zajrzeliśmy do magazynów producentów paneli akustycznych i okazało się, że tam jest mnóstwo niewykorzystanego materiału. Na przykład ktoś zamówił 200 paneli, a wyprodukowanych zostało 250. I to pozostałe 50 leży w kącie. Produkt bez wad, dobrej jakości, ale nikomu niepotrzebny. Pytanie, w jakich branżach produkcyjnych i w ilu magazynach leżą i ulegają naturalnemu zniszczeniu materiały, które z powodzeniem można wykorzystać?
Daniel: Odkryliśmy również imponujące możliwości korka jako materiału akustycznego. Materiału przecież całkowicie naturalnego i biodegradowalnego, a jak się zdaje, niedocenianego. Na etapie pierwszych odbiorów, w jednej z salek do spotkań jeszcze nie został zamontowany akustyczny sufit. Nikt się nie zorientował, że go nie ma, bo dzięki korkowi akustyka pomieszczenia była na odpowiednim poziomie!
Czy rośliny też staraliście się dobierać jakimś kluczem?
Małgorzata: Tak! Okazuje się, że w magazynach firm zajmujących się biophilic design znajduje się mnóstwo roślin, które mają np. jeden listek ułamany czy zeschnięty i zostały odrzucone przez klienta. My te rośliny przygarnęliśmy i wsadziliśmy w stare, gliniane donice, też z magazynu firmy dostarczającej i utrzymującej zieleń w biurach Nordea.
Daniel: A w ramkach dekoracyjnych umieściliśmy botaniczne grafiki, dla których wzorem były ryciny ze starych książek.
Przewidzieliście z góry, jaki procent uzyskacie?
Dominika: Cały projekt był pełen zaskoczeń, olśnień i nowej wiedzy. Był eksperymentem, którego efektów nie przewidzieliśmy. Nie zakładaliśmy z góry tych 80%. Chcieliśmy sprawdzić, ile da się osiągnąć. A udało się tak dużo dzięki różnym czynnikom. Po pierwsze dzięki odwadze klienta, po drugie naszej potrzebie zrealizowania pomysłu, a po trzecie zrozumieniu idei, z jaką się spotkaliśmy, i przekazaniu jej wszystkim osobom i firmom, z którymi podczas tego projektu współpracowaliśmy: wszystkim wykonawcom, producentom czy dystrybutorom.
Co się zmieniło w Waszym myśleniu o projektowaniu po tej realizacji?
Dominika: Od początku chcieliśmy, by ten projekt był pewnego rodzaju manifestem. Cegiełką, którą chcemy dołożyć do zmiany społecznego myślenia o tym, czy naprawdę aż tak musimy szkodzić naszej planecie? Czy nie ma innych dróg? I to nas zmieniło. Teraz wiemy, że naprawdę można inaczej. I to przy tym samym budżecie! Najważniejsze, że możemy się podzielić zdobytą wiedzą i doświadczeniem i zachęcamy do tego też innych. W naszym zespole jest przekonanie, że każdy, kto ma jakiś wpływ na edukację społeczną, na zmiany w podejściu i myśleniu dotyczącym środowiska naturalnego i tego, czy naprawdę musimy dalej żyć jego kosztem – powinien pomagać zmieniać rzeczywistość. Szczególnie my – projektanci, odpowiadający za decyzje ogromnych powierzchniowo i budżetowo projektów. I wcale nie chodzi o to, żeby nagle wszyscy producenci stali się „eko” w każdym aspekcie, czy każdy Kowalski zaczął żyć na łonie natury. Wystarczy, że każdy z nas zacznie od jednego małego kroku. Rezygnacji z jednej rzeczy, która szkodzi lub nie pomaga – ta filozofia małych kroków wykonywanych na dużą skalę ma szansę realnie zmienić kierunek, w którym aktualnie zmierza nasz świat.
Fot. i oprac. na podst.:
mat. prasowe Workplace