Miłośnicy vintage, gromadziciele historii cz. II: Dama ze szklaną kurą
Zachwyceni vintage i eklektyzmem, łączą to, co stare z nowoczesnymi rozwiązaniami. Wejście do zajmowanych przez nich przestrzeni jest jak podróż w czasie. Dziś opowiadają nam, skąd wzięła się u nich miłość do wzorów popularnych w PRL-u i jak żyje się w takich wnętrzach. Oto II część cyklu Miłośnicy vintage, gromadziciele historii.
Urządzić się na nowo
Dama ze szklaną kurą… i nie tylko. Zbiera stare szkło z czasów PRL-u i świetności zakładów takich jak Ząbkowice czy Ćmielów. Po znaleziska jest w stanie jechać na drugi koniec Polski. Rozmawiamy o tym, jak się to wszystko zaczęło.
– Moje zainteresowanie designerskimi perełkami z czasów PRL-u zaczęło się w momencie, w którym urządzałam nowy dom. Decydując o stylu, w jakim ma być urządzony, brałam pod uwagę kontekst miejsca: jego lokalizację, otoczenie, lata budowy. Przeglądałam mnóstwo wnętrzarskich aranżacji i moją uwagę najbardziej przyciągały wnętrza eklektyczne, łączące w sobie różnorodne elementy, jednak zawsze takim wspólnym mianownikiem, który mnie zachwycał było właśnie połączenie mebli z okresu PRL-u z nowoczesnymi rozwiązaniami i nielicznymi, choć wyrazistymi elementami dekoracyjnymi – wspomina Elżbieta Kucharska.
Czytaj także inne części cyklu Miłośnicy vintage, gromadziciele historii:
- Cz. I: Dom jak skansen i kubki z Pruszkowa
- Cz. III: Misja ratunkowa dla mebli retro
- Cz. IV: Najważniejsza jest ciekawa opowieść
- Cz. V: Wycieczka w przeszłość z nutką socjologii
Szukając pereł… i kur
W związku z tym zaczęła rozglądać się za meblarskimi perełkami, powstałymi w okresie PRLu. Według niej, poszukiwania nie są bardzo trudne, wszak pożądane egzemplarze można znaleźć na popularnych internetowych portalach, w dziale „oddam” lub zwyczajnie – wystawione pod śmietnikiem. Dodatkowo, po poprzednich właścicielach domu, odziedziczyła piękną biblioteczkę, która była punktem wyjścia do zbierania kolejnych elementów umeblowania. – To były pierwsze kroki. W czasie tych poszukiwań właśnie zaczęłam natrafiać na rzeczy, które znacznie bardziej przyciągały mój wzrok niż kolejny mebelek „na nóżkach” – było to specyficzne szkło z tamtego okresu. Od razu mnie zachwyciło! – opowiada.
Szklane kury siedzą w kuchni
Początkowo natrafiała głównie na wyroby z Huty Szkła Gospodarczego Ząbkowice. Skrycie przyznaje, że wówczas uznała je za tak skrajnie „tandetne”, że aż urocze… i postanowiła, że jej kuchnia będzie posiadała właśnie takie elementy ozdobne, nawiązujące do „słusznie minionej epoki”. – Pierwsze były szklane kury – bomboniery, w których dawniej przechowywało się jajka, cukierki, drobiazgi. Okazało się, że paleta barw i rozmiarów jest ogromna! Z każdą zdobytą sztuką pragnęłam „upolować” kolejną, i jeszcze jedną – wspomina Ela.
Tym sposobem zgromadziła kolekcję liczącą około 50 sztuk, a zdecydowana większość z nich znalazła swoje miejsce na specjalnie przygotowanej półce w kuchni. – Zdecydowanie nie są jedynie drobnym elementem dekoracyjnym, bo z racji ich ilości skonstruowana została specjalna, zbrojona półka, która stanowi w zasadzie centralny i najbardziej rzucający się w oczy punkt w tym pomieszczeniu – mówi Ela.
I całe to szkło…
To jednak nie koniec! Przy okazji „zdobywania kur” w jej ręce wpadały też inne obiekty, np. innego typu bomboniery, patery czy wszelkiej maści szkło użytkowe. Pojawiły się też wyroby z innych polskich hut szkła – Nie ukrywam, że niektóre z nich budziły wspomnienia z mojego dzieciństwa. Okazało się np., że te przepiękne talerze „z kroplami wody”, które tak bardzo fascynowały mnie w dzieciństwie, a używane były w moim domu rodzinnym tylko na specjalne okazje – to bardzo cenione w światku „zbieraczy” Asteroidy. Czarne pucharki, z których jadałam jako dziecko lody czy truskawki, to szkło hialitowe noszące piękną nazwę „Migdały” – wyjaśnia Ela Kucharska.
Odczarować szarość
Im bardziej zgłębiała temat, tym bardziej ją to wciągało: chciała wiedzieć, ile przedmioty mają lat, kto je zaprojektował, gdzie powstawały. Bardzo pomocny okazał się Internet i grupy tematyczne, gdzie można spotkać prawdziwych ekspertów i znawców, a czasami nawet samych projektantów. Coraz częściej publikowane są również książki dotyczące niedocenianej wciąż, a jakże momentami wybitnej designerskiej działalności z tamtych lat. – To niezwykle ciekawy temat. Epoka PRL-u stereotypowo postrzegana jest jako czasy siermiężne, szare, „nieestetyczne”, kiczowate. Tymczasem wystarczy jeden rzut oka np. na szklane dzieła projektu prof. Horbowego czy Ćmielowskie figurki Lubomira Tomaszewskiego lub Mieczysława Naruszewicza i można szybko „odczarować” takie myślenie – uważa Ela.
Poszukiwania
Jest wiele sposobów na wyszukiwanie szkieł i porcelany. Najprostszy i najpopularniejszy to oczywiście internet, grupy tematyczne, portale aukcyjne, ogłoszenia. – Jednak mnie to nie wystarcza. Moje poszukiwania mają szeroko zakrojoną skalę, nawet poza siecią: znalezisk szukam wśród znajomych, przyjaciół i ich rodzin, pytam sąsiadów. Większość osób, które znam, wie doskonale, że kolekcjonuję szkło i często przekazuje tę informację dalej. Poczta pantoflowa działa znakomicie i wiele pereł w mojej kolekcji trafiło do mnie właśnie tą drogą – wyjaśnia Ela.
To jednak nie wszystko. Dodatkowo rozwiesza plakaty w okolicy. Umieszcza na nich informację, czego szuka, a żeby nie było wątpliwości, dodaje zdjęcia i zostawia kontakt. Zdarza się jej również drukować ulotki tej samej treści i wrzucać je do skrzynek pocztowych.
Szklany inwentarz z Ząbkowic
Poszukiwania wymagają zaangażowania, czasu i uporu, ale – jak sama mówi – efekty wynagradzają cały trud. Na ten moment udało jej się zgromadzić całkiem pokaźną kolekcję szkła z Huty Szkła Gospodarczego Ząbkowice – są to głównie bomboniery w kształcie zwierząt – jak wspomniane wcześniej kury, ale ma też zajączki, liski, kaczory oraz dziki itp. Dodatkowo w jej kolekcji znajduje się inne szkło użytkowe, jak patery, kielichy, owocarki oraz wazony, których bardzo chętnie używa. – Oprócz szkła ząbkowickiego posiadam szkło z Huty Szkła Tarnowiec, chociaż nie są to moje ulubione formy, zbieram jedynie wybrany kolor, pasujący do wnętrza salonu – mówi.
A co z kolekcji lubi najbardziej? – Najpiękniejsze, w mojej ocenie, są wyroby z Huty Szkła Barbara z Polanicy-Zdroju. Mają niezwykłe, opływowe kształty i niepowtarzalne, przenikające się barwy. W zależności od pory dnia i światła prezentują całą paletę kolorów. Obecnie moimi ulubionymi egzemplarzami są świeczniki, zwane uroczo Karolinkami. Są to wyroby z Ząbkowic w kształcie kobiecego ciała. Każda z Karolinek stoi w długiej spódnicy i z ozdobnym czepkiem na głowie, podpierając się „pod boki”, przez co wydaje się silną i zdecydowaną kobietą. Lubię je pewnie ze względu na moje feministyczne przekonania i tak silna kobieca postawa bardzo mi się podoba – podsumowuje Ela.
Kolekcja ponad normę
Co jeszcze chciałaby mieć? Odpowiedź na pytanie nie jest dla niej prosta, bo zmienia się dość często. Wchodząc w posiadanie wymarzonego przedmiotu, praktycznie od razu zauważa kolejny, który idealnie pasowałby do kolekcji. – Zdecydowanie chciałabym powiększyć grono Karolinek i mieć przedstawicielki każdej wersji kolorystycznej. Marzę również o zdobyciu podstawki pod fajkę, projektu Eryki Trzewik-Drost, słynnego „Ptaszka”. Na mojej liście jest również wazon Asteroid w szmaragdowym kolorze, który co prawda udało mi się zdobyć, jednak został rozbity przez właścicielkę w trakcie mycia, kiedy byłam już w drodze po jego odbiór – dlatego tak bardzo chciałabym zdobyć drugi lub przynajmniej znaleźć sposób na uratowanie rozbitego egzemplarza. Na koniec największe marzenie – powiększyć kolekcję o szkła projektu prof. Zbigniewa Horbowego w rozmaitych wersjach kolorystycznych – opowiada.
Po czym dodaje: – Te plany rozbudowy kolekcji, to zdaje się plan typowy dla PRL-u – „plan pięcioletni” co najmniej, a ja jako przodowniczka kolekcjonerka mam zamiar wykonać 120% normy!
Czytaj także inne części cyklu Miłośnicy vintage, gromadziciele historii:
- Cz. I: Dom jak skansen i kubki z Pruszkowa
- Cz. III: Misja ratunkowa dla mebli retro
- Cz. IV: Najważniejsza jest ciekawa opowieść
- Cz. V: Wycieczka w przeszłość z nutką socjologii
Fot.: Ela Kucharska, archiwum prywatne